poniedziałek, 24 grudnia 2012

Święta

Istnieje taki przesąd iż to co dzieje się w czasie Wigilii później dzieje się przez cały rok. Dlatego też moja mama zawsze marudziła mi żebym chwycił jakąś książkę i się choć chwilę pouczył, bym nie grał na komputerze itd. Dziś do tego podchodzę inaczej, nie jak do przymusu lecz jak do dodatkowej motywacji do pracy. I chciałbym zrobić dziś jak najwięcej różnych rzeczy. Jedną z nich jest notka na bloga.
Święta zawsze mnie irytowały. Nie cierpiałem tego okresu, kojarzył mi się tylko z masą przykrych obowiązków i zmuszaniem do przesiadywania całych dni w domu. Dziś, mimo iż nie będą to najradośniejsze Święta w moim życiu ciesze się że jestem w domu. Patrzę na swój pokój, na przedmioty którymi posługiwałem się wiele lat i wiem że muszę się cieszyć z tego że tu jestem. Mimo że to wszystko jest dla mnie takie obce, mimo iż nie czuje się tu do końca jak u siebie. Stałem się gościem we własnym domu a Święta to jedno z tych niepisanych zaproszeń do powrotu.
Dobrze że są Święta. 

Zazwyczaj nie składam życzeń innych niż te w cztery oczy, te złożone osobiście. Jednak dziś jest Wigilia uważam że warto ludziom powiedzieć parę ciepłych słów.
Życzę Wam wszystkim spokoju i radości. Chwili wytchnienia od problemów, przepełnienia serca Nadzieją. Życzę Wam wszystkim Miłości, tego ogarniającego nasze serca ciepła. Życzę Wam zdrowia, odpowiedzialności za swoje życie, kontroli nad ciałem i jego harmonii z duchem. Życzę wszystkim wytrwałości- w pracy, na studiach, w postanowieniach. Życzę szaleństwa które pomaga gonić za swymi marzeniami. Życzę byście mieli swój kąt do którego możecie wrócić zawsze a w szczególności podczas Świąt. 
Życzę Wam wszystkim Wesołych Świąt Bożego Narodzenia. 
Ode mnie- chyba moja ulubiona kolęda na chwilę obecną w ślicznej aranżacji 


piątek, 21 grudnia 2012

Podsumowanie 2012

Dlaczego robię to dziś a nie 31 ? Bo przecież jutro koniec świata ! :D
A tak serio- właśnie wróciłem do domu i możliwe że aż do 2013 roku do Wrocławia już nie zawitam, choć jeżeli o to chodzi- nigdy nic nie wiadomo.
Do podsumowania wspomogę się Facebookiem bo to narzędzie zagłady przydatne wielce.
Jadąc od początku roku.
Częstochowa
FM Group
"FM odmieni Wasze życie"
Śmiejcie się lub nie- moje odmieniło. Jestem za co być dłużny ludziom z FM. Zmiana otoczenia, nowi znajomi, wśród nich osoby z którymi znałem się z widzenia wcześniej a które później stały się dla mnie ważne. Wśród nich jedna, która stała się dla mnie najważniejszą osobą w tym roku. Może będzie również nią w przyszłym, kto wie. FM stanowiło dla mnie naprawdę fajną przygodę, polecam każdemu kto uważa że potrzebuje w swym życiu zrobić coś nowego i pożytecznego. Doświadczenie nabyte w kontaktach z ludźmi nigdy nie ginie. No i sama idea MLM podbiła me serducho jak nic. Mimo iż na chwilę obecną ta przygoda dobiegła końca to wiem że zawsze będę mógł do tego wrócić i to jest naprawdę fajne.
Techniczne Zakłady Naukowe 
Jedno z najcudowniejszych miejsc i najlepszy czas w moim życiu. Trudny dlatego że go sam sobie skutecznie utrudniałem na każdym kroku lecz równocześnie banalnie prosty. Z wieloma osobami tam mogłem się nie zgadzać, wiele osób nie darzyło i nie darzy mnie jakąś wielką sympatią, fakt. Jednak i do tych osób mam ogromną dawkę szacunku za cztery spędzone wspólnie lata. I mimo iż z przeróżnych przyczyn nasze drogi w większości się porozchodziły to swoją klasę będę wspominać ciepło. Bo była tego warta.
TZN to oddzielny częstochowski światek. Byłem jego częścią, czasem aktywniejszą od innych i jestem z tego dumny. Na tyle by we Wrocławiu używać teczki z logo TZN i podpisem przy każdej urzędowej okazji. Matury i Egzamin Zawodowy
Matury jak matury. Z jednej strony bicie piany o nic, z drugiej- mimo wszystko ten egzamin jako całość miał spore znaczenie w moim życiu. Mogłem zdać je lepiej, na pewno mogłem zdać je dużo gorzej. Najważniejsze jest to że zdałem je na tyle by móc rozpocząć w życiu kolejny etap.
Również podobne odczucia mam w stosunku do Egzaminu Zawodowego. Poszedł tak jak miał pójść, mógł pójść ciut lepiej, jednak biorąc pod uwagę totalny brak przygotowania z mej strony- poszedł bardzo dobrze. Pewnie gdyby nie zajęcia w czwartej klasie z prof. Iwańczakiem i prof. Błaszczykiem bym go nie zdał. Jednak nauczyciele pokazali klasę i przygotowali nas jak należy. Chwała im za to.
Podsumowanie
Ten rok w samej tylko Częstochowie był niezwykły. Nie wierzę że już jest grudzień. Ciężko to w ogóle ogarnąć że już od prawie pół roku nie mieszkam w Częstochowie na stałe. Jak podsumować 20 lat przeżytych tutaj ? Nie wiem. Wiem jak mogę podsumować ostatnie przeżyte tu miesiące. Nie były one łatwe. Ci którzy mnie znają trochę lepiej dobrze o tym wiedzą. Nie były łatwe z przeróżnych przyczyn i akurat tu matury są tylko jednym z czynników. Im więcej czasu mija od mojego wyjazdu tym mniej mam ochotę hejtować Częstochowę. Zdałem sobie sprawę z tego jak fajnie jest znać zasady gry. Tu, w Częstochowie grałem w lokalne życie przez 20 lat, znałem je na wylot. Wiedziałem jakie ma plusy i jakie minusy. Mogłem nie cierpieć tego miasta (ba, nienawidzić również) jednak tu się wychowałem, tu spędziłem większość życia. I jeżeli ktoś mnie zapyta skąd pochodzę odpowiem- z Częstochowy. Na dobre i złe to miasto jest w moim życiu i jeszcze prędko z niego nie wypadnie. Tu mam rodzinę, przyjaciół, znajomych. Jeszcze.
Wrocław
5 miesięcy. Kawał czasu, przynajmniej dla mnie. Tym bardziej że rozpoczął się nowy etap w moim życiu.
Będąc w Częstochowie wiedziałem czego chce. Chciałem Wrocławia. Podświadomie, z niewiadomych mi tak naprawdę przyczyn. Wrocław. Kiedy już się w nim znalazłem to okazało się iż nie mam bladego pojęcia co dalej. Wiem jak chcę by wyglądało to za parę lat, jednak najbliższe miesiące ? Miałem tylko jakieś mgliste plany i marzenia. Czy wiem teraz co dalej ?
Tak. To był dziwny czas. Inny, nierealny. Bo jakim cudem w ciągu jednego dnia może dziać się TYLE rzeczy ? Jak to jest że równocześnie ten czas strasznie się wlecze i zapieprza równocześnie ? Bo to jest przecież dopiero pięć miesięcy. A człowiekowi wydaje się jakby spędził tam już rok. Dostałem przez to solidnie po tyłku, na własne, osobiste życzenie. Teraz będę musiał za to zapłacić. Jednak to nic. Traktuje to jako cenną lekcję.
Co konkretnie się wydarzyło ?
Jedną z najfajniejszych rzeczy stał się kontakt z jednym ze współlokatorów. Współpraca przy przeróżnych eventach- muzycznych i nie tylko, sporo płaszczyzn porozumienia poza pracą. I widoki na współpracę w przyszłości. A poza tym kupa zabawy i wiele cennych rad. Dobrze jest mieć bezpośrednio na miejscu jakąś ciut bliższą osobę. Oczywiście najlepszego przyjaciela nie da się zastąpić jednak w niektórych przypadkach wsparcie ze strony kogoś kogo ma się na wyciągnięcie ręki działa cuda.
Do tego poznałem multum świetnych ludzi, niektórzy z nich ( dedykejszyn for Ann&Świnka :P ) wkradają się  w codzienne życie (albo to ja wkradam się w ich życie ? :P ). Aklimatyzacja.
No i tak, parę słów o studiach. Cóż. W ogóle nie powinienem marudzić na swoje studia. Bardziej na siebie. Szkoda że ekipa się wykrusza coraz bardziej. Mam nadzieje (PEWNOŚĆ do cholery, wyjścia nie ma ! ) że nie dołączę do tych których już z nami nie ma. Ale o studiach więcej za chwilę.
Poza tym wszystkim mam również etat. Barmana. To jest ewenement. Ja barmanem. No cóż. Okazuje się że ta praca (póki co) jest całkiem spoko, w sumie całkiem mi się podoba. Jak nadrobię wszelkie zaległości w stosunku do alkoholu to powinienem radzić sobie w niej jeszcze lepiej. Choć ponoć (słowa chłopaków z pracy ) radzę sobie całkiem nieźle. Zobaczymy co będzie dalej (wszystko ma swoje mniej miłe aspekty, sytuacja z tą pracą również)  ale liczę że wszystko będzie ok i zagoszczę tam na trochę. No właśnie, ostatnia część tekstu.
Plany na 2013
Cóż ja planuje na 2013 rok ?
Opierając się na obecnych doświadczeniach ? Niewiele. Zmiany nie będą zbyt widowiskowe jednak chcę je przeprowadzić.
Po pierwsze- studia. Przetrwać pierwszy semestr, zdać drugi. A potem się przenieść. Po rozmowie z ekipą odpowiadającą za walki robotów na PWr (Ach, uroki pracy :P ) zacząłem rozważać przeniesienie się na Uniwersytet Wrocławski. Na pewno dalej w planach mam przenosiny na Wydział Informatyki i Zarządzania, dalej na PWr (pewnie łatwiej będzie mi to nawet zrealizować). Dlaczego ?
Na PPT mam... Łatwiej. Nie czaruje się. Dostałem się na mało wymagający wydział biorąc pod uwagę doświadczenia pozostałych współlokatorów. W teorii powinno mi to pasować. Jednak prawda jest taka iż Informatyka to rozległa dziedzina a to co w przyszłych semestrach będzie działo się na PPT nie do końca pokrywa się z moimi planami.
Studiujesz zarządzanie ?
Nie, dlaczego ? 
Bo te odpowiedzi które podałeś w formularzu bardziej mi pasują pod kogoś z zarządzania a nie z Informatyki
Jestem jaki jestem. Nie mówię że PPT to zły wydział. Na pewno jednak nie jest to coś co sobie wymarzyłem. Czy będę żałować jeżeli ukończę ten wydział ? Nie. Będę natomiast na pewno żałować jeżeli nie spróbuję się przenieść na coś co pasuje mi bardziej.
Co poza studiami ?
Rok 2012 był rokiem wielkich planów, wielkich nadziei. Czy zrealizował je wszystkie ? Nie. Dlatego należy zacząć myśleć bardziej perspektywicznie. Tak jak mówiłem, FM nauczyło mnie sporo, teraz trzeba zacząć korzystać z tego doświadczenia. Krok po kroku. Jeżeli moje plany mają się spełnić to teraz potrzebuje czasu małych efektów. Muszę mieć na czym budować. Dlatego też 2013 ma być rokiem stabilizacji, zbierania doświadczenia, zbierania informacji, zbierania funduszy i kapitału. Wdrażania się. Nauki- nie tylko na studiach ale również nauki życia. Bo życie we Wrocławiu różni się od tego w Częstochowie. Póki co stąpam po niepewnym gruncie, mając dobrego przewodnika który parokrotnie uratował mnie przed głupimi krokami. Chcę nauczyć się chodzić samodzielnie by później móc biegać. Na realizację czeka naprawdę sporo pomysłów. Zobaczymy ile z nich wytrzyma próbę czasu, ile z nich okaże się wystarczająco dobrymi do realizacji. Na pewno postaram się w ciągu najbliższego roku doprowadzić je do stanu wstępnych projektów. By mieć podstawę na 2014 rok.

Nota końcowa
Rok 2012 przekonał mnie o tym jak wiele potrafi się zmienić w ciągu roku. Był to naprawdę wymagający czas. Od wyjazdu do Wrocławia czas ten stoi częściej pod znakiem rapu niż rocka. Muzyki niż programowania. Był to dobry, pożyteczny rok. Jakie będą jego ostatnie dni ? Chciałbym by były cudowne. Choć pewnie nie będą. Na pewno 2013 rok będzie innym rokiem. Czas dojrzeć, czas zebrać owoce decyzji - swoich i czyiś.
To tyle. Ave ;)



poniedziałek, 17 grudnia 2012

Whisky Tango Foxtrot : Ludzka Glina



Whiskey tango foxtrot- (euphemistic) What the fuck; an expression of shock.

Hell week, piekielny tydzień, najdobitniejsze wcielenie w życie zasady : "Orłów przeszkalamy, resztę wypieprzamy".

Od roku staram się dobierać lekturę zawsze tak, by wniosła coś do mego życia. Niezależnie czy jest to fantastyka, podręcznik, czy książka kucharska. Nie mam czasu na czytanie i kiedy czytam to później musi mieć to dla mnie znaczenie. Po swoją ostatnią lekturę sięgnąłem z przypadku, leżała u nas w mieszkaniu więc podwędziłem. Nie wiedziałem że książka o tytule Snajper opowieść komandosa SEAL TEAM SIX  naprawdę może się przydać. A jednak. 
Lektura przyniosła ze sobą naprawdę niezły kawał przemyśleń, na tyle by spróbować zrobić z tego jakiś miniaturowy cykl. 

Ludzka Glina

Snajper to mówiąc w skrócie biografia jednego z byłych komandosów. Po jej przeczytaniu wysnułem dość śmiałą tezę, która coraz częściej znajduje potwierdzenie w rzeczywistości. Mówi się że ludzie są ulepieni z takiej albo innej gliny. I zaczynam się z tym zgadzać jednak dodaje do tego wszystkiego coś od siebie.
Jest kilka rodzajów budulca człowieka- wspomnianej gliny. Spośród wielu jest jeden szczególnie się wyróżniający- ten z którego jest ulepiony Howard Wasdin- bohater książki, kilka innych osób które sam znam oraz... Ja. Tak- porównuje się właśnie do elity komandosów. Dlaczego ?
Bowiem ten konkretny rodzaj gliny to mieszanka arogancji, zadufania (tfu, pewności siebie chciałem rzec), braku pokory oraz ogromnej... Uczuciowości. Oczywiście to z nikogo nie czyni komandosa- do tego są potrzebne inne kształtujące nas czynniki, jednak ta glina stanowi podstawę do tego kim jesteśmy. Wasdin w skrócie opowiedział historię swego życia starając się ukazać właśnie te pozostałe czynniki które sprawiły że dziś ten człowiek jest tym kim jest i dzięki temu czuje się spełniony (podpowiem- to BYŁY komandos, nie pełniący już czynnej służby). Wychowanie przez rodziców w taki a nie inny sposób, ukształtowały jego późniejsze wybory. Jego życie rzeźbiło w nim samym takiego a nie innego człowieka. Jednak rzeźbiło z podobnego materiału jakim Bóg obdarzył również mnie ( narcyz rlz!). To daje dodatkową motywację do działania. Skoro Wasdin przetrwał Hell week, przetrwał Mogadiszu, przetrwał wiele innych trudności do których większość nawet by nie dotarła. I w mej głowie pojawiło się pytanie- skoro on mógł, będąc człowiekiem z podobnej gliny, dlaczego więc i ja nie mogę ? Kiedy ja leżałem grzecznie w łóżeczku, mając raptem 8 miesięcy on przechodził największe piekło w swym życiu strzelając do Somalijczyków. 
We've got a Black Hawk down, we've got a Black Hawk down.
Byle do środy. 

wtorek, 11 grudnia 2012

Ludzie

Wszystko się zmienia, prawda ? Szczególnie teraz, pod koniec roku.
Są osoby z którymi parę miesięcy temu rozmawiałem godzinami, ba, dniami. Dziś... No cóż. Dziś powinienem się cieszyć że ktoś wysyła mi 2 sms dziennie. Na "dzień dobry" i "dobranoc". Zrozumiał bym gdyby to był ktoś inny, jednak kiedy robi tak jedna z najbliższych osób...
Wszystko się zmienia. Czy naprawdę niektóre rzeczy są aż tak nieuniknione ?
Powoli zbliża się Sylwester a we mnie rodzi się pytanie "Częstochowa ?" i drugie obok niego "ale po co ?"
No właśnie, po co ? I łudzi się człowiek że może to będzie TEN wyjątkowy Sylwester. Ten spędzony z najbliższą osobą.
"Ale taki sam z Ciebie "promyczek" jak ze mnie". Nooooo... Nie. Już nie.
Wracam, żeby cię zobaczyć
Padam na pysk
I czy to kurwa nie znaczy już nic?

Nawet nie wróciłem. Miałem ale ktoś kazał sobie darować.
"Nie wiesz że jak dziewczyna mówi nie to myśli tak?!"
No właśnie nie wiem.
Czarnej rozpaczy samo dno jak to
wytłumaczyć co to ma znaczyć
nie mogę wybaczyć sobie, że to robię bo
Jak ktoś to wytłumaczy to będę wdzięczny. Kiedyś sam byłem w stanie- ale do tego trzeba chyba czegoś czego ja nie mam. Nie wiem czy to wróci czy też nie. 
"Z Ciebie jest zły chłopczyk "
Oj co by było gdybyś znała mnie trochę bardziej pani Aniu... Ale spokojnie wszystko przed wami. Bo wizja Sylwestra we Wrocławiu przestaje być głupim pomysłem... 
I tak to się właśnie kręci.
"Jak masz potrzebę to pisz"
Mam potrzebę. Poczuć że jest ktoś blisko mnie. Że są te 2-3 osoby które nie mają mnie totalnie w poważaniu. Że z tamtego świata jeszcze coś zostało, że skoro nie paliłem mostów na których mi zależało to że one ciągle tam są. Albo że już ich naprawdę nie ma.
Coś na koniec by pasowało wrzucić. Do Ani to się ta dziewuszka nie umywa no ale jak to by powiedziała "niezła dupa nie jest zła". A nowych mostów nigdy za wiele. 

    

piątek, 7 grudnia 2012

Across the Stars

Gwiazdy. Boże, ile ja bym dał by móc kiedyś wyruszyć w podróż ku jednej z nich. Kierując się światłem sprzed milionów lat. I zastanawiając się- czy kiedy dotrę na miejsce to czy ta gwiazda będzie jeszcze istnieć.
Gwiazdy zawsze mnie pociągały, ich widok wprawiał mnie w TEN stan. Ten którego nie da się opisać słowami, który czasem tylko przemknie między jedną a drugą źrenicą, który zajaśnieje blaskiem przez moment. Mi czasem nie potrzeba wiele by wprawić w ten nastrój. Bo wiecie- nie pamiętam czy w ogóle widziałem gwiazdy nad Wrocławiem. I trochę to przykre jest. Ale pewien jakże dobry współlokator przyniósł pewne niepozorne urządzenie do mojego pokoju. Urządzenie to sprawiło że oniemiałem i leżę od jakiegoś czasu (pewnie dość sporego) i wpatruję się w sufit jak głupi. A na suficie...
I to zdjęcie nawet odpowiada temu co się na tym suficie naprawdę dzieje. Jest ślicznie i cudownie. I marzycielsko. I mimo że pewnie jutro zabierze swoje cudne urządzenie to ja już wiem co chcę pod choinkę :) 

To może na dobranoc coś co odda nastrój pewnego zbłąkanego człowieka 



poniedziałek, 3 grudnia 2012

Brutto czy netto

Jestem P jak pieprzyć to

Z jak zróbmy hajs

Jaram się. Pezetem, nową szansą na pracę, chwilą oddechu na studiach. Przez moment będzie lepiej. A później ? Później się zobaczy.

Aż M wczoraj do mnie napisała czy Ty studiujesz we Wrocławiu czy chodzisz na koncerty
A to nie można naraz ?  Po coś tu wyjechałem. Chciałem połączyć to co kocham z możliwością zarobku. Czasem Bóg mi pokazuje że jednak mnie lubi i daje mi szanse a ja TAKICH szans akurat nie mam zamiaru marnotrawić. A dla muzyki mógłbym rzucić wszystko w cholerę. 8- 12 godzin muzyki na żywo ? Ilu z was dało by się za coś takiego pociąć ? Szczególnie kiedy można zobaczyć jak to wygląda od środka, pomóc w tworzeniu czegoś ważnego dla innych ? 
Idylla ? Prawie. Bo nie wszystko idzie tak wspaniale. Jak to zwykle bywa- coś się naprawia, coś się pieprzy.  

Boje się tych informacji dzień po
Nie tylko Ty Paweł. Ja też coraz większego stracha codziennie kiedy wracam do domu i sprawdzam swoje wiadomości. I nie wiem co gorsze- że są czy że ich nie ma. Chyba mimo wszystko to że są, nienawidzę niewiedzy. 
Jest grudzień. Ja zbliżam się do podsumowania całego tego roku. Moich wzlotów i upadków. I to że dopiąłem swego, że jestem we Wrocławiu naprawdę bardzo podbija mój bilans. Tylko dalej wątpię że przy roku 2012 mogę zapisać +. Ale zaczekajmy do końca. Przecież cuda się zdarzają. 

poniedziałek, 26 listopada 2012

Tchórz



Strach. Motywacja i demotywacja. Źródło siły i źródło bezsilności. Kwestia tego po której stronie barykady akurat stoisz. To jak my reagujemy na strach zawsze zależy od tego skąd on pochodzi. A jak zareagować na strach który został wywołany przez najbliższą nam osobę ?

To jest dopiero zagwozdka. Nienawidź mnie Kasjelito. Nienawidź i żyj Jakże czasem wydarzenia z książek, z całego nierealnego świata można przenieść na ten. Czasem nie trzeba nawet zmieniać zbytnio słów a sens pozostaje ten sam. Takie proste. Obrócić strach w gniew, ten w nienawiść. A z nienawiści czerpać siłę. 

Strach prowadzi do gniewu, gniew prowadzi do nienawiści, nienawiść prowadzi do cierpienia, cierpienie prowadzi na Ciemną Stronę mocy

Haczyk. Mały, czasem ciężki do zauważenia. Co dobrego może przynieść nienawiść ? Czy ten gniew ukierunkowany przeciw konkretnej osobie spowoduje coś pozytywnego ? Nie. Każdy kto myśli "będę nienawidzić, niech cierpi, to poprawi mi nastrój" jest w błędzie. Nienawiść wywodzi się ze strachu a ten ? Z miłości. A nienawiść spowodowana miłością rani potężnie obie strony. Osobę którą ranisz- to jest jasne. Ciebie- bo ranisz kogoś kogo kochasz. Ha, próbuj walczyć z TYM bólem. Tak właśnie strach demotywuje. Pogrąża, usidla, dusi i pali.
Ale jest jeszcze jedna strona medalu. Strach może motywować i dawać siłę. O tych którzy potrafią przekuć strach na działanie mówi się "bohaterowie". Ci którzy walczą do końca, walczą za sprawę, tocząc bój heroiczny.

Frajerstwo i równie duże tchórzostwo. Bo to ci potem powiedzą "zrobiłem wszystko co mogłem, nie mam sobie nic do zarzucenia". A tak naprawdę często to oni są powodem tego strachu, to oni zmusili drugą osobę do takiego a nie innego działania. To oni są winni. I mi przypadnie w udziale właśnie pieprzony heroizm. Bo łatwiej mi chwycić szablę przeciw czołgom niż się poddać. Ku chwale... 
No właśnie, czego ?

PS.
Ten tekst dotyczy sfery uczuciowej. Bez dysput na temat bohaterów wojennych, codziennych i innych. To nie o nich.


  

Ścieżka

Od długiego czasu nie mogłem się zebrać w sobie by coś naskrobać. Nie mówię o notce lecz o jakimś opowiadaniu czy innej formie literackiego wyżycia się. A że dziś muszę się wyżyć... 

Droga nie była jakoś specjalnie kręta, ot czasem mijała jakieś większe przeszkody, jednak tych nie napotykało się wiele. Prosty, leśny szlak. Na pozór całkiem przyjemny. Korony drzew zapewniały cień, same drzewa mocno pachniały żywicą. Przeróżne gatunki ptaków dostarczały muzycznej rozrywki. Idylla.
Dlaczego więc wszyscy tę ścieżkę omijają szerokim łukiem ? Co jest w niej takiego, że czasem ślady po kimś urywały się właśnie na jej początku ? No i czemu niektórzy wracali- zmaltretowani, z wyrazem niewyobrażalnego bólu na twarzy ? To chciałem zbadać, z resztą nie tylko ja. Bo mimo że każdy starał się trzymać od niej z daleka to właśnie raz na jakiś czas znalazł się śmiałek który zagłębiał się w gąszcz i znikał. Na dzień, tydzień, miesiąc, rok lub całe życie. Różnie to bywało. Jeśli wracał- nie był już tą samą osobą. Ale mimo to ludzie próbowali, próbują i próbować będą. Więc i ja stwierdziłem- moja kolej. 
Szedłem dość szybko- strasznie ciekawiło mnie co może być na końcu tej ścieżki. Czas mijał, choć nie było tego widać. Słońce powinno zmieniać swoje położenie, mijały na pewno kolejne godziny marszu- a tu cały czas tak samo. Bardzo zastanawiające.Ale przecież nie takie dziwy już widywałem, po wampirach już chyba nic mnie nie zaskoczy. Szedłem. Dalej w las. I dalej, dalej. Aż poczułem zmęczenie. Lekkie, niczym muśnięcie, ale jednak zmęczenie. Droga cały czas wydawała się prosta, stwierdziłem- cóż szkodzi odpocząć.   Siadłem pod najbliższym drzewem. Nie miałem pojęcia co to za drzewo, był to dla mnie jakiś obcy gatunek. Przyglądałem mu się więc z ciekawością i nagle. 
Nie wiem jak długo spałem. Wiem że kiedy się ocknąłem był wieczór. Senność nie odeszła jeszcze do końca ale postanowiłem nie czekać dłużej tylko ruszać. Nie przeszedłem nawet pięciu minut gdy droga zakończyła się polaną. Niby nic dziwnego, bo to jedna polana w lesie ? Jednak na tej polanie stała Ona. Zrozumiałem od razu kim jest. Czerwień sukni, błękit oczu, róż ust. I piegi. Widziałem ją wcześniej. Właściwie widziałem ją już dawno i zawsze wiedziałem kim jest. Kiedy już stałem przy niej spojrzeliśmy sobie w oczy, tak jakbyśmy robili to od zawsze. I jak zawsze spotkaliśmy w nich zrozumienie. Pocałunek też był równie naturalny, odruchowy, taki prosty. To przecież normalne. Zupełnie normalnie złapaliśmy się za dłonie, odwróciliśmy się i zaczęliśmy iść przez polanę do ścieżki po drugiej stronie. Nie była daleko, dosłownie parę kroków. Przy ostatnim Ona nagle się zatrzymała, spojrzała na mnie. 
Podobno spałem dwa tygodnie. Znaleźli mnie poobijanego przed wejściem na TĄ ścieżkę. Wszyscy mi współczuli, choć nikomu tak naprawdę nie powiedziałem czym jest ta ścieżka i że mam zamiar na nią wrócić. Bo kto w dzisiejszych czasach uwierzy że ta ścieżka to miłość ?

niedziela, 18 listopada 2012

Łanloff,Warszaffka i samorozwoje.

Byłem mile zaskoczony kiedy w ciągu ostatnich kilku dni znalazły się osoby dopytujące o mojego bloga. To było fajne. Dla tych z Was którzy polecieli ostrym tekstem "Ty nic nie wrzucasz to ja też nie muszę"- hańba Wam obywatele i obywatelki !
A tak poważnie. Kto ma mojego facebooka ten wie że w ciągu ostatnich dni kilku świrowałem na pkt. festiwalu One Love. Nie, nie były to moje klimaty natomiast był to klimat i udzielił się w pewnym stopniu również mi. Może pokuszę się o szerszą relację z całości (która była mega wypas i cieszę się jak głupi że mogłem w jej tworzeniu pomóc :) ) jak znajdę czas. A tego nie ma zbyt wiele niestety, zwykłe studenckie obowiązki w większości, jednak dla kogoś kto przez większość szkoły uczył się od spr. do spr. to jest ciężko się przestawić na regularność. Idzie wszystko powoli i opornie, ale jakoś idzie. Do tego mam inne, nie związane z nauką plany i staram się powoli działać w ich kierunku. No i wróciłem do śpiewu, a właściwie odpowiedziałem na opieprz skierowany do ogółu i zacząłem działać. Dziś był nawet pierwszy tego efekt, dla mnie całkiem przyjemny. Znów nowi ludzie, nowe problemy, wszystko nowe. Który to już raz odkąd piszę bloga ? ;)
Są też starzy znajomi, stare troski- czasem w nowych, gorszych odsłonach, jednak mimo wszystko- znajome i oklepane. Na wszystko znajdzie się recepta. Choć przekonuje się dobitnie- nie można łapać setki srok za ogon. Przynajmniej bez konsekwencji.
Wiecie, fajnie jest patrzeć jak ludzie się rozwijają (tak, o Tobie mówię Warszaffko :P ), super jest czytanie czegoś co jest autentycznie świetne, szczególnie kiedy samemu jest się w czymś maksymalnie średnim (patrzeć mój blog). Przykre że na samorozwój brak czasu. Z resztą nie tylko to jest przykre. Ostatnio wiele cudownych rzeczy przeplata się z wieloma naprawdę przykrymi. Pozostaje do każdych podchodzić z siłą i mocą, podniesioną głową i pewnością że wszystko będzie dobrze. Musi być, prawda ?

środa, 14 listopada 2012

(Nie) żyję.

Kolokwium. Po kolokwium kolokwium. A po kolokwium kolokwium. Jak żyć ? Spać o 23, pobudka o 6, próby nauki. Rosnące ósemki, sterty zadań do zrobienia na wczoraj, planów na już. Kurczące się zapasy- gotówki, czasu, energii w ciągu dnia i pomysłów na kapitał. Z tym ostatnim najgorzej. Nie brakuje tylko dwóch rzeczy - problemów i motywacji. Bo teraz to już ryba z  problemami, wszystkie są typowo ludzkie i wszystkie do ogarnięcia skoro jest motywacja. A motywacja jest.
Przerwa świąteczna we Wrocławiu, Sylwester, Marsy w czerwcu. Praga i morze w wakacje. Ambitne plany, wszystko do zrobienia, kwestia gotówki. A wobec gotówki to plany są że ho hoooo i jeszcze większe. A od 2 tygodni wszystko wydaje się takie proste. Tylko poczekać do grudnia. Motywacja jest najważniejsza, należy ją kochać, wielbić i nosić na rękach. (R)amen(t).

wtorek, 6 listopada 2012

Miłość i kłamstwa

Heh, ma człowiek za swoje. Przemyślał coś- nie może zasnąć nim nie spisze tych swoich przemyśleń. A za swoje mam podwójnie, co najmniej.
Było koloryzować parę miechów temu ? Było się wybielać by nie wyjść na skończonego durnia ? Teraz to dopiero wyszedłem na durnia. "Nie przychodź potem z płaczem".
Nie przyjdę, nie będę mieć powodu. Bo z takich powodów to ja nie płaczę już od dawna, sorry, bajeczki odłożyłem na półkę gdzie ich miejsce.
A to że się w jedną z nich pakuje to zupełnie inna kwestia. Bo to nie jest ta bajka którą opowiedziałem wcześniej. A nóż ta bajka się nie skończy jak ta opowiedziana ? Szablony. Dobra, sprawdzająca się rzecz.
Tylko że ja nigdy nie działałem szablonowo, osoby z którymi się zadaje z wyboru też nie.
Szczególnie z takiego wyboru. Robienie ze mnie dobrodusznego idioty naprawdę się nie sprawdzi. Anim dobroduszny anim idiota. Dobroduszność bowiem musi płynąć z bezinteresowności a tego u mnie chyba nigdy nikt nie uświadczył. A idiota ? No właśnie, skoro ktoś ma mnie za idiotę to po co się wysila i próbuje reagować ? Z idiotą nie pogadasz. A ten który nie jest idiotą sam już się zdążył zabezpieczyć tak by na idiotę potem nie wyjść.
Co nie zmienia faktu że zrobiłem z siebie durnia teraz. Kłamstwem, nie tym co się działo.
Śnie sobie. Od soboty. I jest to cholernie dobry sen.
Kawa, piwo, słoń. Bursztynowe szkiełko. Ale masz szorstkie usta . Ano. Dobry sen był ostatnim którego się spodziewałem. Skoro prosicie Boga o deszcz to dlaczego nie macie parasoli ?  Nie miałem bo już nawet nie prosiłem o deszcz. Prosiłem o upał który mnie dobije. A tu proszę- rozpadało się.
Ciepły, deszcz w środku zimnej jesieni. Las odżył, pola się zazieleniły. Jaskółka sprowadziła wiosnę. Wszystko kwitnie jasna cholera. Tylko że dookoła pogoda iście arktyczna. Co będzie jak Jaskółka poleci w pierony do ciepłych krajów ? Czym ją przekonać do tego że tu będzie jej dobrze, że jeżeli odleci to po pierwsze- będzie leciała przez zamiecie, po drugie- maki na polu powiędną a resztę przysypie śnieg. Równiutką warstwą, metr nad poziom morza w górę.
Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma
No chyba że pieprznie łbem o betonową ścianę. Im człowiekowi bardziej zależy tym bardziej się boi, nie cierpię tej zależności.
Słoń i bursztyn. I serce z pięści trzymane w dłoniach. Nikt tak pięknie nie mówił że się boi miłości . Bo czasem ciężko powiedzieć cokolwiek. Lepiej się wtulić w drugą osobę. 
Będziesz miłował Pana Boga swego z całego serca, z myśli i z duszy.  
Bóg jest ponoć w każdym z nas. Więc przykazanie mam z głowy. Tylko cholera, gdzie mój parasol... 
Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość - te trzy:
z nich zaś największa jest miłość.
Cwane. Najpierw zabiorą drugie a potem dadzą wiarę w trzecie. No ale skoro już dali to weźmiemy i zrobimy z tym użytek. Najwyżej następnym razem będę uciekać przed każdymi rozgwieżdżonymi oczyma. 

poniedziałek, 29 października 2012

Jak sprzedawać Wiarę ?

Dziś zacznę od końca. Wczoraj uświadomiłem sobie iż dawno nie odwiedzałem Ostrowu Tumskiego. Podczas nadrabiania zaległości (czyli w sumie chwilę temu) uświadomiłem sobie że kiedy budowano Katedrę (1000+ lat temu) Wiara była prosta. Czarno na białym, spisane i respektowane. Oczywiście że było naprawdę dużo minusów, zarówno interpretacji jak i świadomości. Jednak wtedy nie trzeba było sprzedawać Wiary w państwie które uważało się (ich władcy uważali) za katolickie.
Jak jest teraz ?
Sobota wyprzedażowa w pobliskiej galerii. W sklepie jednej z sieciowych marek szukałem jakiś pierdół dla siebie. I się przeraziłem. Obok bransoletek, breloków, wisiorków i łańcuszków typowo ozdobnych wisiały krzyżyki. Pewnie, krzyżyki modne, nie ma w tym nic dziwnego, pomyślałem (to już samo w sobie o czymś świadczy), goci lubią się obnosić z taką biżuterią. Jednak kiedy zobaczyłem obok różnej maści krzyżyków (oczywiście bez wiszącego nań Jezusa) różańce to się przeraziłem. Różańce. W sieciówce z ciuchami.
A widział ktoś symbole Muzułmanów, Izraelitów (Żydów, to dla tych mniej kumatych) czy innych religii spoza Azji w sieciówkach ?
Podobno ponad 80% naszego społeczeństwa to ludzie wierzący, wyznający wiarę zgodną z Kościołem Rzymskokatolickim. No to ja się pytam- czemu wy ludzie nie grzmicie? Ach, no tak. Bez obrazy dla kogokolwiek- co druga rozmawiająca ze mną ostatnio osoba rzuca ślicznym hasełkiem "ateista" i myśli że ma sprawę z bani. Tylko że wiecie co ? Pozwalacie sprzedawać symbole swoich przodków, dziadków, pewnie nawet i rodziców. Symbole dla nich święte, ważne i cenne. Jako ozdoby po 20 zł/ szt.
Ludzie, macie wyrąbane po całości na symbole narodowe i religijne ? To zastanówcie się, jakie będą wasze dzieci.
We Francji dyskusja- "Czy ze względu na to żeby się homoseksualiści nie czuli be to mama i tata od dziś będą nazywani <<Rodzic 1>>, <<Rodzic 2>>". W imię równości seksualnej. Smacznego, sprzedawajcie swoją historię, zobaczymy jak was wasze dzieci rozliczą. Czy będą mieli na tyle taktu by odesłać was do domu starców czy zostawią na ulicy. Rodzic 1. Brzmi dumnie ? Nawet gdybym był gejem i chciał mieć dziecko to miało by do mnie mówić tato. Tak zostałem wychowany, jest tata i mama. Koniec kropka. System sprawdza się od TYSIĘCY lat.
Cztery pokolenia i patrzcie co się dzieje z tradycją. Poszła się przejść i nie wróci, bo w imię równości ona też ma wybór więc wybiera spieprzać z tego świata jak najdalej. Chcielibyście być sprzedawani za 3 euro w sklepie ?
Jest coś co jednak podnosi moją wiarę w ten świat. Wczorajsza niedziela, kościół Dominikanów, 20:05. Poszedłem na Mszę po raz drugi, obiecałem sobie że znajdę inny kościół niż ten przy Grunwaldzkim bo dość że tam usypiam to jeszcze organista mnie doprowadza do rozstroju nerwowego. Poszedłem i pierwszy raz od bardzo, bardzo dawna przeżyłem Mszę. Cały kościół studenciaków, księża którzy mszę prowadzili jak rozmowę z nami- Ludem. Przygaszone światła, kadzidło roznoszące się po wnętrzu kilkuset letnich murów. Ciary przechodziły. Przykre że nie pamiętam kiedy ostatni raz tak miałem. Ale to nabożeństwo podniosło mnie na duchu. Została mi sprzedana Wiara w cenie promocyjnej- za darmo. Przez księdza, nie w sklepie. Taką wiarę chcę kupować, każdemu kto ma podobne zdanie- polecam.
Rozpisałem się cholera,
Siema.

sobota, 27 października 2012

Imprezowanie i syndrom snu

Dlaczego tak ? Bo wczoraj grałem w jenge, po raz pierwszy. I na takich zasadach jak wczoraj- po raz ostatni. Przeca ja mam główkę jak noworodek !
Ale ponieważ z przeróżnych powodów dziś czuje się w miarę a wczoraj nurtował mnie (przed imprezowaniem ) pewien temat to dziś o nim.
Powoli dobijam do kwartału poza Częstochową. A dalej mam ten syndrom. Syndrom snu.
Za każdym razem jak wstaję, patrzę na przecież dobrze znane mi już mieszkanie, kiedy wychodzę na ulicę, patrzę na znany mi Grunwald, na znaną mi (mniej :P ) Politechnikę- patrzę i nie mogę uwierzyć. To wszystko wydaje się tak mało realne, tak inne niż dotychczasowe życie, tak... Cudowne. Uczelnia daje w kość- ale daje w kość wszystkim po równo, to dla mnie jest to jakaś nowość, reszta wydaje się przyzwyczajona do tego. Ale będąc tutaj, żyjąc we śnie który dawno, dawno temu sobie wyśniłem jest mi dużo łatwiej to przełknąć i się dostosować. Natomiast to jak się czuje tutaj za każdym razem kiedy wstaję jest naprawdę ciężkie do opisania. Pod koniec każdego dnia pojawia się strach, strach że rano obudzę się nie tutaj na miejscu lecz w swoim domu, znów zaspany i nieogarnięty, znów z pretensjami do siebie że mogłem iść spać wcześniej, nie rozmawiać z kimś do 3-4 w nocy, bo przecież teraz trzeba w biegu robić wszystko i pędzić do szkoły. Że marzenie które się spełnia z każdą minutą pobytu tutaj minie, że wszystko się skończy a ja zostanę. I jutro, gdy obudzisz się poczujesz swą w nocniku dłoń .
It's a brave new world
The war is won
Czy na pewno wygrałem tę wojnę ? Nie wiem, wiem że duża bitwa już za mną, większe przede mną. This is war. I oby a kilka lat można było powiedzieć że wygrałem.

czwartek, 25 października 2012

Bo pasje trzeba rozwijać


"Było się uczyć w podstawówce"- to zdanie jakoś przychodzi mi do głowy po dniu dzisiejszym. Gdybym już w podstawówce zmuszał się do regularnego siedzenia nad zeszytami to teraz nie miałbym naprawdę wielu problemów. Może jeszcze więcej, bo pewnie zamiast na ppt dostałbym się na w4 gdzie matematyki nie ma tyle co u nas. Patrzenie na swoje życie przez pryzmat czasu- naprawdę pouczające. Czy będę mówić swoim dzieciom "marsz do lekcji ! " ? Nie. Natomiast zrobię wszystko by pokazać im że nauka jest fajna, że uczyć się warto, warto się rozwijać. No i dochodzimy do sedna- warto się rozwijać. 
Ćwiczę grę na gitarze, od tygodnia wałkuje MM. Idzie mi powoli bo nie mam czasu na granie. Gram w przerwie między jedną stroną notatek z algebry a drugą. Ale gram. Śpiewam też. Chociaż z tym to, łosz w mordeczkę- tragedia. Ale mimo wszystko śpiewam, kocham to i staram się ciągle coś nucić- może to błąd, natomiast pokazuje że jak się chce to można. 
22:50, myślenie po kilku godzinach maty prawie 0. Ale piszę notatkę, zostałem ostatnio mile połechtany więc będę się starać wrzucać coś co dzień- dwa. Bo mi zależy na pisaniu, na tej odrobinie kreatywności która obecnie została w moim życiu. Bo pasje trzeba rozwijać. Mantra taka, ale wg mnie słuszna. Bo kimże jesteśmy bez pasji, bez rzeczy które kochamy robić a które odróżniają nas w pewien sposób od innych ? Chciałbym też móc poświęcić więcej czasu na programowanie- o ironio- student Informatyki na PWr nie ma czasu na programowanie- nie takie na którym mu zależy. Ja wiem , C trzeba znać, tylko że ja mam ukierunkowane potrzeby- chcę iść w górę nie w dół (jeżeli chodzi o poziomy programowania, to nie oznacza że C jest gorsze od C++ czy Javy - ci co nie wiedzą niech uwierzą na słowo). Tym sposobem mam wrażenie że stoję w miejscu zamiast ruszać z kopyta. No i inne rzeczy którymi byłem zajarny jeszcze miesiąc temu a które teraz wydają się poza zasięgiem rozsądku. Za dużo marnuje czasu, stanowczo. Ale po kilku godzinach maty człowiek nie ma ochoty na nic poza sieką z kogoś w coś (najlepiej z Mateusza ale ten choleryk się uchyla od niej ostatnimi czasy na rzecz jakiegoś LOLa... No fuj). A czas sobie leci. I strach rośnie- zdążę czy nie zdążę. Chciałbym móc poświęcić czas ze snu- nawet tego nie mogę bo mój współlokator ma wonty. Ach, czymże byłby gatunek ludzki bez różnic między osobami.
Jest konkurs, zostały 4 dni. Jest kolos- zostało 6 dni. A ja potrzebuje na oba z 10. Pasje trzeba rozwijać- ale za jaką cenę, która pasja powinna być dla mnie ważniejsza, czym powinienem się kierować w życiu ? Troską o studia, warsztatem muzycznym, słowem pisanym ?
Ilu informatyków którzy naprawdę dużo osiągnęli (Steve, mój wzorze) ukończyło studia ? Oby nikt z rodziny tego nie przeczytał, będą się zaraz martwić na zapas niepotrzebnie- te myśli miałem już przed studiami.
Ale student PWr brzmi dumnie i tego się będę trzymać. Póki co.
A pasje trzeba rozwijać przecież...  

wtorek, 23 października 2012

Chcieć nie znaczy móc.

Taka to teoria która królowała w dniu dzisiejszym. Chciałem się pouczyć ale nie mogłem bo miałem inne rzeczy do roboty. Chciałem x ale nie mogłem bo y.
Ile z tego jest prawdą ?
Nic póki coś zależy od nas, konkretnie od nas.
Chcę by był pokój na świecie- tutaj faktycznie nie da rady. Ale jeżeli mówię że nie mogę mieć miliona... Mogę. Muszę tylko naprawdę chcieć. Muszę pragnąć czegoś, pragnienie przekuć na cel, cel na zadania a zadania wykonać. Do wczoraj miałem cel. Bo chciałem, cholernie chciałem. Chciałem chyba za bardzo, wiedząc jak wszystko wygląda. Mimo to starałem się, działałem. "Nadzieja umiera ostatnia". Fakt. Umiera ostatnia, bo jej śmierć to nie zwyczajna kosa w serce. To powolne zatruwanie, delikatne szmery w sercu, plamka na wątrobie, dwie komórki nowotworowe. Powoli, powolutku, aczkolwiek z precyzją, nadzieja obumiera wraz z czasem w którym brak postępów. A potem przychodzi taka chwila- zawał który pokazuje jak wszystko źle się toczyło od bardzo długiego czasu. Ale mimo to człowiek walczy, o oddech, kolejny dzień. Walczy o swoją nadzieję.
I przychodzi ten czas kiedy odkrywa że chcieć nie znaczy móc. Bo czasem są takie przypadki w których to ktoś inny musi chcieć byśmy mogli pójść dalej. Ale pozostaje niedosyt. Bo ja wiem że chcieć to móc. Tylko inni tego nie wiedzą...

Nie karz mi wybierać, bo jeszcze wybiorę źle. Ale co wtedy kiedy Ty nie możesz bo ktoś nie wybiera ? Co kiedy stoisz jak ten debil w miejscu i ni cholery- ani w jedną ani w drugą. Tam Cię widać nie chcą ale chcesz Ty a tu natomiast nie wiadomo co. Decyzje są po to by je podejmować. Nawet kiedy ktoś kto ma to zrobić zawiedzie. Bo decyzje muszą być podejmowane, dla dobra ogółu. Każda decyzja to progres, brak to regres, zasada która wraca do mnie co dzień niczym namagnesowana. W zgodzie z ta zasadą staram się żyć, niechże będzie w końcu jakiś progres. A że straty- lud powinien zapamiętać- straty są naturalną częścią każdej wojny, powinny być minimalizowane jednak nie da się ich uniknąć.
Czy ja zminimalizowałem starty obu stron ? Nie wiem. Swoje na pewno, egoista ze mnie.
I tried to be someone else
But nothing seemed to change
I know now, this is who I really am inside
Finally found myself
Fighting for a chance
I know now, this is who I really am
Po raz który już ? Czy to cokolwiek zmienia ? Odnajduje się ciągle na nowo, dzień po dniu. Zawsze pod koniec kiedy już dzień jutrzejszy stoi i czeka- a tam kolejne poszukiwania. Co będzie jutro ?
Chcę więc mogę. Póki to zależy ode mnie. 

poniedziałek, 22 października 2012

Inteligencja. Jest czy jej nie ma i co z robotami ?


Słowem wstępu. 
Toczyłem dziś ciekawy dyskurs na temat inteligencji. Padła teza jakoby sama inteligencja nie istniała. Generalnie chodziło raczej o to czy można oceniać inteligencję na podstawie rozmów, szczególnie tych internetowych- jak mi się wydaje. Natomiast mnie zainteresowała sama inteligencja. 

Czymże jest ta inteligencja ?

Wg mądrej definicji która o dziwo zgodziła się z moją ukutą w czasie dyskusji inteligencja to zdolność obserwacji otoczenia , analizy jego zmian i wyboru jak najlepszej możliwości z tych które są nam dane. Lub stworzenia własnej, dodam od siebie. 
Tego wszystkiego człowiek musi się nauczyć, jednym przychodzi to z łatwością, inni mają z tym problem. Jeszcze inni nie chcą się tego uczyć. Czytał ktoś Strzałę Kusziela ? To jest moja ulubiona (ukochana) powieść spoza polskiej półki. A jest w niej pokazane bardzo dobrze jak wykuwa się inteligencję, jakie zdolności są potrzebne by sprawnie wykorzystywać swój mózg. Tak właśnie można by było najprościej określić inteligencję- stopień sprawności w posługiwaniu się własnym mózgiem. Ludzie chyba nie do końca trafnie interpretują na co dzień inteligencję. W sumie mój wniosek jest taki że podstawowym testem na inteligencje jest pytanie "A czymże u diaska jest inteligencja ?"
Okej teraz przejdźmy do tematu który wywołuje we mnie dreszcz emocji- Sztuczna Inteligencja.
Sztuczna inteligencja to dział informatyki, którego przedmiotem jest badanie reguł rządzących inteligentnymi zachowaniami człowieka, tworzenie modeli formalnych tych zachowań i – w rezultacie – programów komputerowych symulujących te zachowania. Można ją też zdefiniować jako dział informatyki zajmujący się rozwiązywaniem problemów, które nie są efektywnie algorytmizowalne.
Przeczytałem i się załamałem. 
Definicja na nasze potrzeby- Sztuczna Inteligencja- zdolność symulacji zachowań człowieka przez maszyny.
Maszyna która potrafi myśleć. I potrafi się uczyć. Widziałem kiedyś program napisany przez mojego przyjaciela na przedmiot "sieci neuronowe". Miał on rozpoznawać kształt cyfr na podstawie wzorca. Z każdym kolejnym trafnym rozpoznaniem program "nabierał doświadczenia"- uczył się jak wyglądają cyfry, jak mogą wyglądać i jak je poznawać. Proste a zajarałem się jak głupi. Czemu ? 
Isaac Asimov : Ja, Robot (film o tym samym tytule kręcono luźno na motywach tego zbioru opowiadań), Cykl Fundacja (Póki co jedyne S-F które mi się podobało, na marginesie dodam)
Film: 
A.I. Artificial Intelligence

Szczególnie cykl fundacji mnie wciągnął w temat. W książkach i filmach pokazana jest raczej "dobra" Sztuczna Inteligencja. Taka która chce pomagać ludziom. A teraz druga strona medalu- Matrix i Terminator. 
Kojarzymy, prawda ?

Od naprawdę długie czasu nurtuje mnie pytanie- w którą stronę zajdzie współczesna robotyka. Czy ludzie pomni o przykłady z fantastyki naukowej stworzą roboty które będą należycie zabezpieczone przed wyrządzaniem krzywdy ? Czy może, co wg mnie bardziej prawdopodobne- ludzie stworzą sami potwora który będzie chciał ich zniszczyć ? Który uzna że ludzie są zbędnym ogniwem na tej planecie. A może nie ? Może po przeanalizowaniu całej naszej wiedzy (via Internet) dojdzie do wniosku że jego stwórcy zasługują na pomoc i wierność służby ?
Boje się każdego z tych rozwiązań. Na tyle by samemu chcieć zaangażować się w prace w tym kierunku. Zawsze mnie to fascynowało, urealnienie fantastyki naukowej. Miodzio.  Ja wiem jakie głosy się przeciwko temu teraz podniosą- to nieistotne. Istotnym jest problem - czy ludzie powinni tworzyć sztuczną inteligencję ? Czy my sami mamy dość inteligencji by przewidzieć wszystkie konsekwencje tego czynu ? 
Trochę naukowo, mam nadzieje że ktoś się wypowie ;)
Hejka.

sobota, 20 października 2012

Dwa twory o miłości

Kapkę dłużej dziś.
Obejrzałem w końcu "Mr Nobody". Po raz drugi. Niektóre filmy trzeba oglądać dwa razy by je naprawdę zrozumieć, teraz już to wiem. Z gatunku filmów s-f przeniosłem go właśnie do filmów o uniwersalnych prawdach,. Znalazł się obok takich tytułów jak "Requiem for a Dream", "Zielona Mila", "Incepcja",  "A.I.". Takich które mi przekazały coś ważnego. Jedną z rzeczy jaką przekazał mi "Mr Nobody" jest lekcja o miłości. 

Świat pędzi, ludzie dokonują wyborów, dobrych i złych. Żałują ich lub nie. Ale dokonują, inaczej bowiem życie wybierze za nich. Nemo poznał wszystkie możliwości, przeżył je. Wszystkie były prawdziwe, wszystkie nie istniały. Ale każda z nich była konkretnym wyborem, konkretną cezurą między jednym a drugim życiem. Jakże ważne doświadczenie dla kogoś kto stoi właśnie na granicy i widzi dwie drogi. Jedna z nich to most obłożony ładunkiem wybuchowym, czekający na wysadzenie, druga- droga w ciemny las za którym ni cholery nie wiadomo co się dzieje. Mostu nikt nie wysadził, nikt nie rozbroił, detonatory po obu stronach czekają. Ja nie pójdę obiema drogami, nie potrafię tego zrobić. Wiem co mnie może czekać za mostem, tylko że on może wybuchnąć. 
Długa analogia ale właśnie tak się czuje ostatnio. To oczekiwanie na rozwój wypadków, nadzieja. Wszystko przytłacza, nie pomaga. I niby saper stoi tak gdzieś, ale nie robi totalnie nic. Patrzy sobie, czeka na reakcje. 

Najpierw posłuchajcie.To właśnie dzieje się na rozdrożu. To się dzieje kiedy człowiek próbuje walczyć do ostatku, tak jest kiedy ludzie nie umieją dokonywać wyborów. Utwór skomponowany genialnie, tekst zgodny z fazami z tym co się dzieje z człowiekiem. Masz dwie drogi. O jedną za dużo. Most zaminowany, czeka. Prosta robota. Każdy wybór jest progresem, tego się trzeba trzymać jak niepodległości, iść i nie oglądać się za siebie. Im dłużej stoisz w miejscu i czekasz tym większy zawód później. A kto teraz ma czas na zawody miłosne ?

czwartek, 18 października 2012

Perspektywa

Ciekawe jest pisać kilka razy dziennie. Piszę teraz bo akurat znalazła się dziura w czasie, na nic już sił nie ma, ale siedzieć bezczynnie na YT też nie chcę. Za mało czasu na porządną notę.
Nikogo nie ma na gg/fb. To dziwne strasznie. Ale trzeba zaobserwować czy to nie wina środy. Piosenka. Chodzi za mną cały dzień, w głowie słyszę 
The end is coming
Everybody run
Now we're gonna live forever


"Ty zawsze musisz być o poziom niżej?"
Chyba tak. Różnica wieku, wcześniejszych chęci, te sprawy. Ale staram się nadrabiać. Wyjścia nie mam, jak patrzę na tych kujonów z roku... Którzy po prostu są inteligentni, ogarnięci i nie lenili się jak ja. I muszę gonić albo rzucić studia. Z resztą, ambicja daje o sobie znać jak siedzę i nic nie rozumiem. Wkurza to. Tak samo jak przytyki kogoś kto jest na każdych jednych zajęciach i go to wkurza natomiast inaczej nie potrafi. Ja doskonaliłem technikę przez lata, wiem co z czym się je. To chyba wkurza każdego kto sumiennie przykłada się do obowiązków. Jak inni którzy tego nie robili mają lepiej. Ale obowiązki to dla mnie wielkie schematy, a ja nie cierpię robić czegoś schematycznie. Kierowałem się zawsze zasadą że tylko wyłamując się ze schematu do czegoś dojdę.
Chcecie to mówicie że usprawiedliwiam lenistwo. Ja wiem że do tej pory moje zasady skutkowały. A że balansowałem na krawędzi ? Może kiedyś spadnę, fakt. Tylko że ja już mam dużą wprawę a ci grzeczni mogą sobie w życiu nie poradzić. Bo tu się wiecznie balansuje. Chcesz być kimś to musisz ryzykować. Na swój sposób ryzykuje pół życia już. Opłacało się ? Ty mi odpowiedz. Ja idę spać we własnym łóżku, w mieście o którym marzyłem od 7 lat. Bo za parę godzin będę musiał wstać i zapieprzać na 3 uczelnię w kraju (ranking informatyków).
Swoją drogą- jestem na PWr i jestem z tego dumny. Z pozdrowieniami dla wszystkich którzy wiecznie mi mówili że moja wytyczona samemu ścieżka jest chujowa i doprowadzi mnie donikąd. Przemyślcie może choć raz to co robię i zastanówcie się czy przypadkiem nie ma to sensu ;)
Branoc.

środa, 17 października 2012

Deadline

Czas goni. Gna, zapieprza jak głupi. Stąd i deadline. W sumie deadlines. Na każdej możliwej płaszczyźnie.
Deadline na studiach, za 2 tygodnie pierwszy sprawdzian z ćwiczeń (sprawdzian, nie kolos).
Deadline uczuciowy, choć nie wiadomo czy do niego dojdzie. By było śmiesznie- też 2 tygodnie.
2 tygodnie to również inny termin, ten związany z finansami. 
Za 2 tygodnie impreza, całkiem ważna dla mnie.
Dołożę sobie do tego kolejny termin- ogarnięcie spraw biznesowo-rozwojowych.
I do tego zacznę pisać Mitologię. Każda kultura ma swoją, Mortrez gorszy być nie może. 
"naciskasz a ja czuję się przez to jak ułomna". Naciskam. Bo świat naciska na mnie. Działanie wynikające z porządku rzeczy ludzkiej. I co mam na to poradzić? Kiedy człowiek ma miliard rzeczy na głowie to nie ma czasu na cierpliwość, nie ma czasu na spokój.
"zawsze tego chciałeś- by ktoś przy tobie był podczas tej drogi a ja jestem tutaj". W tej epoce tutaj jest chyba już wszędzie. Potrafimy splątać informacje i je teleportować (polecam poczytać na temat obecnego rozwoju teleportacji, zdziwicie się ludzie). Ile zajęło ludziom wymyślenie koła ? A ile zajmujemy się badaniami nad tak abstrakcyjną rzeczą ? To pójdzie szybko. Ci naukowcy mają deadline gorszy ode mnie. Śmierć. Więc sprawią by tutaj było wszędzie. Tylko co z moimi dwoma tygodniami ? "Tylko mnie kochaj"- jak ja lubię ten tekst. Taki prawdziwy. Prosta odpowiedź na wszelkie marudzenia, przeciwności, ułomności.
Jeżeli chcesz to mnie kochaj, tylko tyle. Tylko mnie szanuj, mój czas i poświęcenie. Nie fochaj się jak małe dziecko że nie mam go więcej. Skoro nie masz swoich terminów to albo się cofasz albo jesteś już na szczycie swoich możliwości. Mi do granic daleko, więc biegnę.
A teraz biegnę dalej do algebry, ach te studia.

Edit:
Ukradnę komuś to :

Nie bądź dupkiem.

To było głupie, fakt. Ludzi nie traktuje się schematycznie. Czy udało mi się to naprawić ? Nie wiem.

Miłość nie jest rzeczą łatwą. Bywa też mało przyjemna. Ale jak ktoś powiedział "a" to nie może ot tak bez powodu rezygnować z "b". Bo "a" staje się kłamstwem, zaprzeczeniem idei za którą kiedyś dałbym się pociąć.
Incepcja to dobry soundtrack, pomaga zrozumieć Algebrę. Like it.


P jak pierdolę to
Z jak zaspałem


Co mam zrobić dziś 
Zrobię jutro albo wcale
Zmieszam piwo z wódką
Później zapalę
Ale gdy wejdę na scenę wierz mi
Podpalę salę


Nie, palić nie będę. Reszta się zgadza


Nie chce mi się mówić już więcej o niczym ważnym i trudnym


Prawda. Połowiczna. Chce mi się tylko nie mam czasu i nie mam o czym. I wychodzi na to samo.


Po za tym lubię czytać, lecz czasem nie mam czasu
Bo muszę się wyspać, albo wyjść do pubu


Fakt, nie pamiętam już kiedy coś czytałem. Dlatego "Mitologia Germańska" zwieziona do Wro, natrętnie rzuca się w oczy i zmusza o myśleniu. Albo do myślenia ?


Lubie swój dzień, lubię do czasu
Gdy mówią mi "ziom marnujesz cały czas"
Czuje się źle, gdy brakuje mi hajsu
Lecz jest mi okay, gdy mam piwo i gram


A teraz nawet nie mam czasu na marnowanie go. Studia kuźwa. I znajomi, tu na miejscu. A starzy znajomi obrażeni, chcą mnie zabić. "Postępujesz wobec niej no fair". Wiem, co poradzę ? Taki jestem, chcesz to jedź ze mną na jednym wózku, nie- bywaj. Bo ja nie mam czasu na nic pośrodku.

"Nie o to chodzi...
Żal mi człowieka, wiesz? Nie chcę żebyś był dupkiem ;)"
Ja też bym nie chciał. Czasem mi się nie udaje, choć się staram. Wiele dziś zrobiłem by nie być dupkiem, jak mi się wydaje. Czy to oczyści mi sumienie ? Pewnie nie, ale stworzyło precedens. Powinienem być prawnikiem, naprawdę. Kto jeszcze byłby w stanie tak myśleć ? Pezet się skończył, czas iść spać.
"Stary ty ciągle wrzucasz jakieś pierdoły na tego bloga. Skupiłbyś się na konkretnym temacie zamiast tak pieprzyć"
Ta rada mnie rozbawiła niesamowicie. Nawet jeżeli jest w tym ziarno prawdy.
Niech ten post będzie zagadką. Osobistą. Nie pierwszą, natomiast każda z nich nie będzie miała publicznego odnośnika. Wyślę paru osobą, tym bliższym. Fajna kompozycja się zrobiła, wg mnie. 
O wspomniało mi się. Mądre rzeczy mówili na temat blogowania, część się pokrywa z moimi przekonaniami. To dla tych dobrze radzących że jestem chu... chusteczkowy. "Pane, jak pan coś chcesz to najpierw pan co zrób na polu a potem komuś mów że sadzi nie to co trza"
Dziękuje, dobranoc.

poniedziałek, 15 października 2012

Jak dobrze znów tu wrócić

Hm. Dziś postaram się poruszyć na szybko kilka kwestii, rozbiję to na 2 części, czytajcie wg uznania.

Pierwsza z nich- co się dzieje kiedy wraca się do domu.
Przyjazd po trzech miesiącach naprawdę był dla mnie ważny. Dom, przyjaciele, otoczenie w którym się wychowałem- cieszyłem się iż wracam. Chciałem zaczerpnąć jak najwięcej z tego czasu, szczególnie po tym jak dowiedziałem się iż jest on ograniczony przez inne wydarzenie (o którym za moment). No i wróciłem.
Szok. To słowo dobrze opisuje te 3 dni. Na samym początku szok spowodowany powrotem do rodziny gdzie nagle ktoś kazał żyć po staremu- z nakazami, przymusem, jakimś chorym wymogiem. Walczyłem z tym wiele lat, uwolniłem się od tego a potem znów wróciłem. Bunt u mnie to normalna reakcja. Dopiero pod koniec zdałem sobie sprawę że to moja wina i że tym buntem krzywdzę najbliższych. Do takich powrotów trzeba się przygotować mentalnie. Pocieszam się- teraz już wiem co się dzieje po powrocie, następnym razem będzie to wyglądało inaczej z mojej strony. Bo naprawdę się cieszyłem z tego przyjazdu. Tym bardziej że moja mama jak zawsze stanęła na wysokości zadania i była cudowna. Tylko ja jak zwykle spieprzyłem. Oby po raz ostatni.
Znajomi- znów szok. Bo naprawdę dużo osób chciało się spotkać, pogadać, zobaczyć się. Ja wybrałem moją starą paczkę. Dwa dni- w porządku, naprawdę bawiłem się świetnie, szczególnie w czwartek (Absynt, Kamikaze, 3 bit i Magnum z Orlena - słowa klucze tego dnia :D ). Gorzej z sobotą. Zawiodła organizacja, brak odgórnych założeń, mama też pomieszała szyki, ale to jej prawo, ja mogłem rozplanować to lepiej. I sobota sprawiła że jakoś tak stało się przykro. Ale teraz, już na spokojnie nad tym myśląc- mimo wszystko było dobrze i się cieszę że przyjechałem. I przyjadę znów całkiem niedługo.

Teraz druga- jak to właściwie jest z muzyką i telewizją
6 h z Częstochowy w środku nocy. 2 h odpoczynku i kolejne 6 h z Wrocka do Wawy. Po to by kibicować Trzynastej. Było warto ? Stanowczo.
Każdy kto widział telewizję "od kuchni" opowiada  o tym jak to wszystko dzieje się naprawdę, że to co my widzimy w pudle czasem ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. Prawda to. Nie będę zdradzać kulisów, powiem tyle- jeżeli kiedyś przyszło by mi wystąpić gdzieś w TV to wiem że nie ma się totalnie czego bać. Znaczy, nie bardziej niż innych wystąpień publicznych. Stąd też wiem już że bycie gwiazdą tv, traktowanie tego jako sposób na zarobek, jakoś trudny nie jest. Jak się ma głowę na karku to nie ma z tym problemów.
No właśnie, gwiazdy TV. Nasza Trzynasta. Nie chcę oceniać wczorajszego wieczoru pod względem jakiegoś ukartowania. Załóżmy iż wszystko co się działo było prawdziwe i Trzynastce nie dopisały głosy publiki. Prawie 4 zł na sms to dużo, ja to rozumiem.
Jednak przykre jest dla mnie że naprawdę świetny zespół został niedoceniony, teraz ich jedyną nadzieją są tzw. "Dzikie karty". Bo patrząc na to kto dostał się do finału- super, będzie fajne show w ostatnim odcinku. Ale co potem ? Czy ktokolwiek z obecnych finalistów ma szansę wytrwać potem na rynku ? Cholera, nie.
Tak, ja wiem, ludzie lubią ckliwość, pompatyczność a najlepiej to wszystko naraz. Tylko potem te osoby które obecnie działają w pojedynkę będą musiały zdobyć zespół, wymyślić repertuar i skłonić publiczność do zapłacenia za bilet.
Trzynasta ma to wszystko, zespół ma ogromny potencjał nie tylko na nasz rodzimy rynek ale i do występów za granicą. Bo w repertuarze większość to teksty w języki angielskim które obcokrajowcy zrozumieją bez problemów. Jedyne czego im trzeba to rozgłosu. A tu masz, pan Sztaba, nomen omen autorytet, co podkreślił z resztą w czasie odcina stwierdza że "nie ma wartości dodanej".
Wcześniej nie znałem właściwie tego gatunku muzyki który gra Trzynasta. Oni podają to w takiej formie że chce mi się tego słuchać, że mnie to nie odpycha i mi się podoba. To co serwują to wejście w inny świat muzyki, głębszy od typowej teraz popowej sieczki. Ja myślę iż oni też ewoluują, dograją się i zaczną szukać coraz bardziej indywidualnych brzmień. Ale jeżeli nie- grają świetnego rocka i warto ich docenić. Bo ile mamy takich zespołów na rynku ?

niedziela, 14 października 2012

Postanowienie + Sen ? A komu to potrzebne ?

Postanowienie

Nie ma czasu na wrzucanie czegokolwiek na bloga. Za to ciągle śmiecę czymś tablicę na fb. To teraz przestanę (będę śmiecić mniej).
Zacznę wrzucać to na bloga, nie będzie widać tego na fb i ludzie skończą marudzić że ciągle spamuje, a ja i tak będę się wyżywał zaśmiecając neta.
Jeżeli zdarzy się że coś większego mnie najdzie to wrzucę linki gdzie trzeba, ale ogółem blog przestanie bazować na przekierowaniu z fb ( 2000 wbić, najs, to swoją drogą).

Sen ? A komu to potrzebne ?

Pociąg relacji Warszawa- Jelenia-Góra, przez Częstochowę i Wrocław. 1:43 wsiadłem do niego by gnać na złamanie karku na Plac Grunwaldzki. Po 6 we Wro. Ledwo żywy. Sam w przedziale bo miejsca objęte obowiązkową rezerwacją. Fajnie ? Nie do końca. Nie dało rady się przespać, za dużo strachu o swoje rzeczy oraz i tak już brzydką mordę. Obili by i co, nic by nie zostało.
Wróciłem na mieszkanie przed 7, z ciężkimi powiekami (mówiłem że w ogóle nie spałem od dwóch dni ?). Ale spać nie poszedłem, obowiązki poprzyjazdowe. A potem już się nie opłacało. Sen ? Wyśpisz się w grobie, jak to mawia Ro. Może uda się zdrzemnąć w busie, jak nie- trudno. Kawa, energetyki i Warszawo przybywam  by zdobyć to studio TV. A komu to potrzebne ?
Nie wiem, chyba Trzynastej. Fajnie że jadę, przygoda czeka.
Tedy lecę
Heja :)

środa, 3 października 2012

Etykiety oddzielone przecinkami. Jasna cholera.

1. Jasna cholera.
2. Przecież ja nie zdam.
3. Co ja tu robię. 
4. Ja chcę już do domu.
5. Boże, żeby tylko tu nie podeszła.

Żeby to chociaż sesja była...
I tak przez 2h. Zbyt pewny siebie byłem, za łatwo to wszystko szło. Na studiach jednak będzie trzeba kuć i to już, natychmiast. Jedne ćwiczenia i już wiem jak wielkie zaległości mam. W głowie coś tam świtało, ale to tylko promyki. Przekichane. Za 1,5 h kolejne ćwiczenia, przecież ja się potnę.  
Idę dziś do biedry, nie ma bata. I zakupię zgrzewkę energetyków. Wykłady o 7:30 to zło, ale wole te wykłady niż ćwiczenia z maty. Technik humanista ma problem. Jak to powiedział Mateusz wczoraj, "wyśpisz się stary w grobie, bez pedalenia mi tu". Ooo tak, teraz sen będzie towarem zdecydowanie deficytowym. Tylko że zamiast ciorać w Settlersy to będę nadrabiać zaległości z maty. Od matury w końcu nie siadłem właściwie do tego, oczywiście nawet nie zabrałem ze sobą repetytorium, bo po co. 
Właśnie dziś dotarło do mnie że jestem na studiach i nikt nie będzie mnie tu za łapkę ciągnąć na siłę przez semestr. Więc trzeba się zatroszczyć o siebie i to szybko. 
"Stary, jak widzę że dodajesz wiersz to nawet tam nie zaglądam".
No właśnie zauważyłem. Jak wrzucam je mniej regularnie to jest więcej wejść więc od dziś nie molestuje już codziennie poezją. Ale nazwę zostawię, bo te wiersze mają być tak na każdy dzień. Ludzie szybko się nudzą, to tak swoją drogą. 
Eeee, studenty. Przecież na pewno jakiś student to czyta. Podzielcie się swoimi doświadczeniami z pierwszego tygodnia nauki.
Dygresja- właśnie spojrzałem w kalendarz- trzeci dziś. Ja pikole, dlaczego ten poniedziałek był tak dawno temu ?
Nie będzie Otrzęsin w czwartek w Alibi, nie ma bata. Tylko na koncert pójdę jak coś w piątek i koniec. Nerd ? Oby nie, ale przykuć czasem trzeba. I wziąć się za siebie.
"Nie widać po tobie". 
Ech, niestety to nic nie daje. Muszę coś wymyślić.
Znowu za długo, kurde.
Hej.

wtorek, 2 października 2012

Etykiety oddzielone przecinkami. "Czas"


Przepływa jak cholera. 
Wczoraj były pierwsze zajęcia. 7:32 pod salą, zupełnie niepotrzebnie zestrachany że mnie wykładowca nie wpuści, że będzie jakiś problem już od wstępu, no bo jak to się tak spóźniać, szczególnie w pierwszy dzień.  
Mogłem spokojnie przyjść o 7:46. To jest uczelnia, inny świat. Tu mamy wykładowców a nie nauczycieli. 
"Widzę że frekwencja dopisuje" "Spokojnie, to pierwszy tydzień". Racja, skoro nie trzeba wstawać na 7:30 to po co się męczyć ? To są studia, inne warunki, inne życie dydaktyczne. Tu nie siada się w ostatnich rzędach. Wykładowca jest dla nas, my dla nauki. Naprawdę nikt nas nie przymusza siedzieć- nie musimy nawet przychodzić na wykłady i ćwiczenia. "Dwa kolosy w semestrze, po 20 punktów. Zaliczenie przedmiotu od 20, bez egzaminu też można mieć 5. Jak coś nie wyjdzie- jest egzamin. Wpuszczam od 10 punktów w semestrze. Na ćwiczenia warto przyjść, można dostać 10 punktów dodatkowych, przydają się". Można, nie trzeba. Zakochałem się. To jest właśnie mój styl, nikt mi nic niczego nie narzuca. Aż człowiekowi się chce. Na tyle by po pierwszych (PIERWSZYCH!) zajęciach przyjść do domu i ogarnąć materiał. Jak tu nie kochać studiowania ?
No i prosta sprawa. JAK można zrobić ćwiczenia z przedmiotu z którego nie było wykładu ?Nie można :) Wykładowca się przedstawia, opisuje co się będzie działo i puszcza ludzi, bo bez sensu jest marnotrawienie czasu. 
No i ten czas. Gotowanie obiadu o godzinie 10. Bo ma się godzinną przerwę w zajęciach. A czas się kurczy w ciągu doby i wydłuża- w zależności od potrzeb. 
Godziny na uczelni zleciały jak z bicza strzelił. Niestety na głupiej biurokracji też. Poczta+bank-> 2 h wycięte z życiorysu. Ale to nic, powrót do domu i czas znów się wydłuża. Ale płynie, płynie dalej. Bo kondensacja tego co się dzieje jest po prostu niesamowita. Studia, praca, sprawy domowe, rozrywka, wszystko płynnie przechodzi, nie ma czasu na nudę. Na zastanowienie się "co by teraz zrobić". Czasu nie ma, nie robisz czegoś teraz to się to odkłada i zalega. Nie ma czasu nawet wrzucać wiersz na bloga. Porażka ? Trochę, bo byłem na to przygotowany. W głowie świtało "Od pierwszego wszystko się zmieni". Zmieniło się nawet wcześniej, życie na tydzień przed zaczyna biec. I jest to sprint z którym ciężko się zmagać. 


Warto było ? Tak. Mimo pewnych spraw które jątrzą jak gangrena w otwartej ranie. Co nie zabije to wzmocni a ten czas spędzony tutaj był zbawieniem. Bo dał szansę na spokojne ogarnięcie tutaj. Gdybym przyjechał do Wrocławia dopiero teraz to pewnie nie dał bym rady, za dużo emocji, za duży szok kultury życia. A na uspokojenie River flowns in you. Utwór dnia dzisiejszego.
Hej ;)

sobota, 29 września 2012

Ale jak to zajęcia ?


Bezpieczeństwo i higiena pracy. 
Już samo pisanie tego jest nudne. I ja wiem- tam naprawdę wiele rzeczy ważnych było. Ale ile razy można słuchać tego samego ? Jednak co jest ważniejsze- te studia już się naprawdę rozpoczęły. Wspaniałe uczucie. I tak jak myślałem-  u nas w domku nudno nie będzie... Codziennie jakieś odwiedziny, ciągły rozgardiasz, ale przed właściwą nauką to jest to pozytywne :). 
No właśnie- nauka. Po pół roku człowiek aż ma ochotę iść na 7:30 na zajęcia- straszne. A żeby nie było ciągle o studiowaniu. Znów się jaram. Rap chwilowo poszedł w odstawkę i zrobił miejsce Jaredowi. Ach te Marsy. Iza oczywiście mi do końca życia nie wybaczy no ale co poradzisz. Pisząc notkę słucham tego nagrania z koncertu ;)
No nie da się po prostu usiedzieć przy takiej dawce energii. 
Jutro ostatni dzień wolnego a już szykuje się kolejny, zwariowany tydzień. Od czwartku znów balowanie, kurde... THIS IS WAR :D

piątek, 28 września 2012

Studiowanie a kwestia wiary


Wiary ? Nom. 
W uczelnię. 
Bo wiecie, dziś był TEN PIERWSZY DZIEŃ.


Poszło dziecko do sali 322 i okazało się że wcale już dzieckiem nie jestem. 
Ale konkrety. Trzeba ufać swojej uczelni. Godzina nerwów przed terminem zapisów, widok zapełnionych grup, postów na fb "NIE MA JUŻ MIEJSC NA ANALIZĘ !!" itd. I po co ? W momencie w którym dostałem przydział (na PPT na PWr przydział jest godzinowy, indywidualny) okazało się że... Do każdej grupy automatycznie dołożyło się po 5 miejsc a na wykłady - do 180. I wszystko jest cacy.


Kupiłem sobie coś :D
Dokładnie to ... To.


No i tego, fajny ? Teraz tylko dowiedzieć się co to właściwie jest i wszyscy będą zadowoleni :P
Jutro 4 h szkolenia BHP. Za co ja się pytam ?
No ale studia to studia. Taki mam plan- http://i.imgur.com/VmaFU.jpg . Oczywiście w poniedziałek od 13nastej mamy rektorskie- już kocham PWr. Będzie dobrze ! Tylko kurde ta mata mnie przeraża. "przestan Mati dasz rade nie pierdol jak nie Ty to kto". Ktoś mnie dziś pocieszał  (Za co dziękuje oczywiście :* )
Ot, tyle.
Heja ! :D

czwartek, 27 września 2012

Pakt przy dźwiękach z głośnika

Tak. Jaram się.
Czy ten film odmienił moje życie ?
Nie.
Moje życie odmienia się samo wystarczająco często by filmy na mnie tak nie działały.
Ale to nie ma znaczenia.
Czy jarał bym się gdyby to nie chodziło o Pakto?
Nie wiem, zastanawiałem się nad tym. Już wcześniej pisałem- PFK było mi znane na dłuugo przed pojawieniem się info o filmie.
Czym się konkretnie jarasz ?
Tym że jestem taki sam. Tylko spoko, chwila, bez hejtów zaraz.
Magik był artystą. Magik był- uwaga, uwaga- muzykiem i poetą. Bo w jego świecie, w świecie z betonu i biedy rap był muzyką i poezją. I tak, będę tego stanowiska bronić bo jest moje i nie obchodzi mnie w tym przypadku zdanie innych. Albo raczej nie rozumiem go. I nie jara mnie to że chodziło akurat o niego. Jara mnie to że film był o artyście. I przedstawiono go w taki sposób że ja go rozumiałem. Czy taki był naprawdę- nie wiem. Wiem co pisał, co tworzył. Czy reszta ma jakieś znaczenie ? Czy miało by dla mnie znaczenie to że wokalista happysadu jest gejem lub skrajnym prawicowcem ?
A co mnie to obchodzi. Mnie obchodzi to co on śpiewa, jak śpiewa, dlaczego śpiewa. Nie wpieprzam się w jego życie prywatne, niech będzie gejem, murzynem, wiernym katolikiem, Świadkiem Jehowy, naprawdę wali mnie to.
To jest film o powstawaniu muzyki. Muzyka była osobista, osobiste były teksty- tedy i film jest osobisty.
Co mnie najbardziej zaskoczyło ?
Koniec. Bo dla mnie przyszedł od tak, nagle, niespodziewanie. Czekałem na dalszy ciąg akcji, na jakiś happy time w międzyczasie. Dostałem buta na twarz.
Tak, oczywiście że powinienem wiedzieć co i jak. Ale.
Wcześniej się nie wpieprzałem w to co się stało z Magikiem- bo dla mnie to był artysta a nie mój znajomy by grzebać mu w życiu. Wiedziałem tylko jak umarł.
Przed filmem- nie chciałem tego sprawdzać. Obejrzałem trailer i tyle. Wiedziałem że chcę iść.
Cały film nuciłem każdy kawałek który leciał.
To był dobry film.
Może nie odmienił mnie na stałe ale na pewno utwierdził w tym co myślę i robię.
Pokaż że się mylili, nie czekaj ani chwili dłużej.
Wrzuciłem tekst na kulturowego- chcecie to wiecie co zrobić.
Dobry dzień, dobry film. Pakt przy dźwiękach z głośnika między mną a muzyką uważam za odnowiony.
I tyle, więcej nie będzie. Bo Paktofoniki już nie ma, nie ma bajki i happyendu. Pozostaje robić swoje. I dziękować za każdą chwilę.
A Tobie właśnie za przeczytanie, dzięki.
Siema.

wtorek, 25 września 2012

I dlatego właśnie trzeba być wyrozumiałym.

No bo jak to tak. Są pytania, choćby głupie, wymagają odpowiedzi.
Oni się boją, nie wiedzą co ze sobą zrobić.
I tylko palce stukają po klawiaturce. Klik, klik, klik. Z prędkością astronomiczną (mierzoną w Latach świetlnych).
Zapisy na zajęcia to będzie rzeź.
Ułożyłem sobie plan, marzenie. A potem się dowiedziałem że skromna (wcale) moja osoba będzie na szarym końcu zapisywać się do grup. I po marzeniach.
Że niby lepsi wykładowcy niż terminy ?
A kto to wie, ja z nauczycielami problemów nigdy nie miałem. Czy wykładowcy to nie są też ludzie ?
I ja też się boję. Bo jak się tu nie bać nowości.
Od poniedziałku zajęcia, cholera, czas jest taki nieogarnięty. Może przylać mu młotkiem ?
Wiecie że lubię tak pisać? Takie pierdoły, myśli mknące przez głowę i niektóre trafiające przez palce. Na klawisze. Na ekran. Dwie poprawki, literówka. Ortografów, interpunkcyjnych i innych świństw dalej nie dostrzegam. Ciekawe czy nauczą mnie tego na pepecie ?
Jedno jest pewne, na średniki będą zwracać baczną uwagę. Ale przecież ja sam wiem że po każdej linijce dajemy średnik;
Choćby i linijka nie kończyła się tam gdzie kończyć się winna zwykła linia.
Ach, porytość.
Hej ;)

niedziela, 23 września 2012

Rozjazdy i zjazdy.

Hej. Tydzień przerwy, wstyd, prawda ?
Ale mam usprawiedliwienie. Gości. Przez cały tydzień. Nie wypadało się nie zająć nimi. Było zwiedzanie, rozmowy, wspólne gotowanie, wścieklizna, filmy. Wino. Kurde, dużo wina.
Wiecie co? Piwo z miodem to naprawdę cudowny trunek. W życiu bym nie pomyślał że piwo może nawet smakować. Brawa dla Mateusza, zaraził mnie tym napojem i prędko mi nie przejdzie (oczywiście nie mam zamiaru spożywać go regularnie jednak świadomość jego istnienia wywołuje przyjemny dreszczyk, o dziwo).
Ale jest coś jeszcze gorszego (lepszego ? )- okazało się iż zwykłe piwo również może mieć dobry smak. Ale bym o tym się przekonał musieli mnie skusić ulotką, promocją i faktem produkcji w Czechach. Ciemne, gorzko- słodkie piwo. Mrrr. I do tego super miejscówka, znajdę ulotkę to się nią podzielę (miejscówką znaczy się ).
Była też praca, plany. I teraz czas je realizować. Bo cholera radosny okres studiowania zbliża się w tempie... Cholera Armagedonu. Cholera.
Były przyjazdy i odjazdy.
A dziś nawet podwójnie. Wczoraj znaczy się. Bo o poranku (rwa!) było bardzo przykre pożegnanie (i Kamień Księżycowy do Księżycowego Kieliszka na pamiątkę dla... Moonlight ? ) a parę godzin później (rwa, rwa, rwa !!!!) radosne (po dwóch kawach i energetyku) powitanie nowego członka ekipy. Znaczy starego- nowego.
Będzie fajnie. Zaczęliśmy od radosnej demolki dotychczasowego ładu w pokoju. Trochę to przykre dla mnie z początku było (Gdzie moje własne prywatne 40 m^2 !!!! ), ale stało się. Stworzyliśmy system ufortyfikowanych fortyfikacji fortyfikujących ufortyfikowane pozycje. Po prostu pokój wygląda jak w stanie Zimnej Wojny :D. Ale na takową nie liczę, ba mam nadzieje że pokój ten będzie miejscem gdzie ludzie się poznają (bo i na to miejsce się znalazło, tylko stołu nie ma póki co jakiegoś :D ). Kurde na upartego to nawet mini parkiet tu jest :D. Więc jest dobrze. A wg mnie prywatność rzecz święta. Nie cierpię BlackBerry. 3h, kur. Ale Mateusz starał się jakoś mnie pocieszać rzucając mi argumentami niczym TZNowscy nauczyciele "Każdy problem to nauka czegoś nowego". Taaa. A ja bym chciał po prostu
Telefon---> Ściana.
No ale w końcu się udało, jest co miało być. Można być dumnym. 
Na sam koniec dnia prze...graliśmy z kretesem nierówną walkę Settlersów (w czwartej odsłonie ).
Dumnym ale trochę.
Ale udało się w końcu napisać notkę na bloga. Więc jednak dumnym.
No, tego. Trzecia na wieczór, chyba dziś jednak położę się wcześniej.
Staram się z całych sił 
lekceważyć niedosyt
Lesbijki w tym domu chyba jeszcze do tej pory nie było. Ale wiadomo- każdy wnosi coś nowego w całość domowej społeczności, a taki początek współlokatorzenia zapowiada apetycznie jego dalszą część. 
Wszyscy wracają, nawet ci którzy pojechali do Italii. I miło że ma się znów do kogo zadzwonić.
Osobiście, prawda ?
Ale przeca ten blog bardziej osobistym ma być :)
Nie przejmuj się
Każdy nawet najgorszy dzień
Ma swój kres
Nie przejmuj się
Ładuj procę i na trzy, cztery
Pięć
BĘC
We wszystko co złe 
A te czarne, grzmiące scenariusze zostawię chwilowo za sobą. Dobrze jest,  jest dobrze.
Nie no, naprawdę położę się przed trzecią. Póki jest za pięć.
Pozostaje się pożegnać
Hej ;)

poniedziałek, 17 września 2012

"Czytanie ogłupia"

Hej ;)
Właśnie znalazłem (na facebooku :P ) ciekawy artykuł http://www.granice.pl/kultura,czytajac--rozwijasz-swoj-umysl,4856
Domyślam się że skoro właśnie czytasz ten tekst to pewnie należysz do grona osób które czasem sięgają po lekturę do poduszki. Jednak czy wiedziałeś/ wiedziałaś iż to naprawdę pomaga Twojemu organizmowi ? Ja nie :)
Miło czasem znaleźć takie śmieszne fakty, aż człowiek ma ochotę oderwać się od laptopa i sięgnąć po coś papierowego do poczytania. Szkoda że teraz z papierowych wydań przede mną tylko Symfonia C++ 
Najwyższy czas ruszyć na poszukiwanie biblioteki we Wrocławiu ! :)
No i przy okazji sklepu muzycznego, właśnie komuś struna pękła, ale to tak na marginesie :D
W sumie nic więcej nie ma do dodania poza zachętą- mimo braku czasu sięgajmy po książki, warto :)
Hej

czwartek, 13 września 2012

1000 :D


Magiczny tysiak pokonany
Ponad 1000 razy weszliście na moje blogi :)
Dzięki wam serdeczne że chce wam się to wszystko czytać :)
Postaram się znaleźć jak najwięcej czasu dla blogowania i publikacji :)
Nie to żeby się chwalił, prawda ?
Człowiekowi jest naprawdę cholernie miło jak widzi że codziennie posty są czytane przez 20-30 osób. Postaram się pisać o tym o czym chcielibyście czytać, tylko fajnie było by dostawać chociaż jeden feedback (wybaczcie angielski, nie mam w głowie polskiego zamiennika) od was. Do czego gorąco zachęcam :)
Póki co trzymajcie się ;)
Hej

środa, 12 września 2012

Jak to jest być muzykiem ?


Nie zastanawiało was to kiedyś ?
Ach, na pewno. Kto nie marzył nigdy o karierze gwiazdy Rocka, Rapu, czegokolwiek innego,  o tysiącach oddanych fanów, o trasach koncertowych, nagraniach, ciężkich pokoncertowych imprezach. Żyć nie umierać, prawda ?
Kiedyś sam tak chciałem. Ci co wiedzą, to wiedzą, wyję czasem. Czasem nawet zdarzało się do mikrofonu.W Kościołach, szkołach, w galerii. Bywało. Z różnymi ludźmi, w różnych okolicznościach.
Takie tam w Galerii Jurajskiej :P
Wbrew pozorom to muzykowanie to nie jest taka świeża sprawa. Publiczne występy zaliczałem już jako dziewięciolatek. Oczywiście ich jakość zapewne nie powalała ale co tam, było tego trochę.
I wiecie co ? Po 11 latach człowiek dalej nie jest pewien czy potrafi śpiewać.
Ludzie którzy doceniają to przeważnie znajomi, rodzina itd. Hejtów właściwie nigdy tak oficjalnie nie było. Dopiero niedawno, jeszcze będąc maturzystom dowiedziałem się iż pewne zawistne osoby szerzą herezję na mój temat.
Jak ja bym to zdanie przeczytał to pomyślał bym sobie- "zawistne osoby ? Ta, jasne, pewnie ktoś kto w końcu odważył się powiedzieć co myśli naprawdę". Wiecie co ? Chciałbym, żeby tak było. Bo to byłby jasny sygnał żeby sobie odpuścić. A tak ?
Wiem jedno- dla muzyki mógłbym rzucić wszystko w diabły.
Cała ta atmosfera, otoczka. Ciężko to opisać słowami.
Na każdej próbuje, obojętnie co to było, rozpierała mnie zawsze energia. Czułem że to jest właśnie to. Dźwięki wpływają na człowieka bardziej lub mniej, we mnie po prostu waliły jak z kałasza :)
Próby. Prób ogólnie można wyróżnić dwa rodzaje.
Te w miarę uporządkowane- zazwyczaj do nich potrzeba co najmniej dyrygenta. A najlepiej konkretnych, ogarniętych ludzi, którzy wiedzą po co przyszli i co mają robić. To są próby najtrudniejsze do zaistnienia ale również takie dające najlepsze efekty.
Próby "jak zwykle" - "Siedzimy tu już tydzień i jak zwykle nic nie mamy". Ile razy padał ten tekst przed, po, w czasie takiej próby ? Ach, cholera wie. Takie próby to skutek zazwyczaj trzech czynników :

  • Samych muzyków: Spotyka się dziesięć osób na próbie. 6 jest z zespołu, 4 towarzyszą. W zespole każdy słucha czegoś innego, każdy gra coś innego, każdy chce coś innego. A ci co się zgadzają przyszli z osobami towarzyszącymi "żeby popatrzeli na próbę". Awrrr. Nie ma nic gorszego na świecie  
  • Braku wodzireja: Jest zespół. Ale brakuje w nim kogoś kto będzie resztę trzymać za mordę. Bo muzyków tak trzymać trzeba, wolne duchy, głowa w chmurach, wiecie. Popisy, przechwałki, przypomniane melodie. Jak nie ma na próbie kogoś kto cieszy się autorytetem to jest na prawdę lipa. Może to być ktoś z zespołu, może to być ktoś specjalnie do tego wyznaczony. Ale bez takiej osoby... Awrrr.
  • Mamy jeszcze czas: No to jest najlepszy ze wszystkich powodów. Dlaczego ? Nasz zespół jest zajebisty, ogarniemy wszystko w dwa dni a teraz możemy się opieprzać. Często występuje to podczas prób zespołów szkolnych kiedy to chodziło się "po kółeczka" żeby mieć święty spokój dwa tygodnie w szkole. A potem na koniec roku zachowanie "Wzorowe", statuetki i dyplomy za "Reprezentowanie imienia Technicznych Zakładów Naukowych w Szkole i poza nią". A to że właściwie wykonywaliśmy ten utwór dobrze po raz drugi w życiu to inna bajka :)
Oczywiście, na próbach jest też dużo pracy. Znaczy na tych ogarniętych. W zależności od zespołu- albo szlif aranżacji, albo perfekcyjne wykonanie utworu nutka po nutce. I to jakoś tak leci. Nagle z pięciu minut robi się trzecia godzina. Ale efekt jest. Najlepsze próby odbywały się zazwyczaj po próbach, podczas powrotu na przystanek autobusowy, w drodze przez Aleje. Kiedy to człowiek potrafił bezbłędnie wykonać pół Requiem Mozarta dźwięki biorąc z telefonów i dwóch sopranów. Można ? Można :D
No ale oczywiście próby to tylko wstęp do tego co ma się zdarzyć potem- koncertu.
Nie ma nic bardziej kopiącego po dupie niż występ publiczny, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Kiedy człowiek jest wspierany przez zespół/chór, osoby znajome, pomagające aktywnie w tym co się właśnie dzieje. Naprawdę wtedy to dopiero się chce. No i ta świadomość. Ci ludzie są tu po to żeby cię słuchać, również ocenić. Nagle drobnostki z prób rosną  do rangi problemów prawie nie do przeskoczenia, napięcie rośnie, strach "wyciągnę ten dźwięk", "będzie czysto", "perkusja się nie zgubi", "wejdę czy nie wejdę". Ci którzy mają za sobą setki koncertów to wiedzą jak to jest. Dużo wtedy zależy od zaufania do zespołu i od jego wielkości. W chórze człowiek czuje się taki pewny siebie. 40 osób, czasem do setki lub dwóch. Kurcze, można śpiewać ! Gorzej jak się śpiewa coś zupełnie samemu, przed całą szkołą.
Wtedy pozostaje już jedno wykonać koncert w myślach, przed samym sobą. Mi pomagało zawsze jedno zdanie "Zakochałam się w twoim głosie, wiesz ? ". Jedna osoba, jedno zdanie, odpowiednia motywacja. I nie jest wtedy ważne jak było na próbach. Zazwyczaj na koncercie człowiek daje z siebie wszystko, a jak ma wsparcie drugiego wokalu to już w ogóle. Góry się przenosi.
Zawsze z zazdrością będę przychodzić na koncerty, przechodzić obok szkół muzycznych, oper, filharmonii.
Zawszę będę marzyć o tym że kiedyś sam będę występować, z naprawdę zgraną ekipą przyjaciół których łączy nie tylko wspólne granie. Z ludźmi z którymi idzie się środkiem ulicy i śpiewa do telefonu bo akurat nas tak naszło.

Macie jakieś doświadczenia muzyczne ? Zespół, chór, występy solowe ?
A może kiedyś mnie słyszeliście i chcecie coś mi powiedzieć na ten temat ? ;>
Tam niżej jest takie pole "Komentarze". Zostawcie coś od siebie ;)
A ja kończę,
Hej ;)

Quo Vadis Polsko ?

Oglądał ktoś ostatniego Kubę Wojewódzkiego ?
Ponieważ kontekstem tej notki jest właśnie ten odcinek to go tu wrzucam. Sam tyle co skończyłem oglądać, stąd też taka pora.
Nawet nie wiecie jak mnie ucieszył ten odcinek.
Wbrew pozorom pokazał klasę Kuby. TVN się wybiela tym odcinkiem, wiem. Kuba może też. Ale zauważcie. Dał Kukizowi dojść do głosu (obu panów generalnie przepraszam, rzucam nazwiskami i imionami ze zwykłej wygody). I co cieszy mnie bardziej- wypowiedź Kukiza naprawdę się przydała. Bo Mateusz rano wstanie i wygoogluje sobie o co chodzi z tymi postulatami, ba, może nawet się za nimi opowie jeżeli będzie można.
Bo w tym programie w prostych, dosadnych słowach pokazano prawdę. I Kuba miał rację i Paweł też.
Jesteśmy idiotami, każdy jeden. Obojętne czy jesteś za PiSem, PO, PSL, SLD, Nową, Starą, Brzydką, Ładną Polską czy tak jak ja za żadną z powyższych.
Kiedy PO przejęło rządy po PiS to ja, młody dzieciak właściwie, cieszyłem się niepomiernie. Bo teraz będzie lepiej, bo się skończy, bo szanowny obecnie Premier Tusk obiecywał . A nam się żyło beznadziejnie.
Miała być praca u nas i powroty z zagranicy.
Tata jak wyjeżdżał do pracy tak wyjeżdża. Bo podniesienie pensji o 100-200 zł przy 4 osobach naprawdę nie robi wielkiej różnicy.
Miało się skończyć z korupcją, biurokracją, itd itp. Bujdy na resorach.
Ale ja podczas ostatnich wyborów mówiłem- pójdę i zagłosuję. Mogę to zagłosuję. I tak, rozumiem, 4 lata to za mało żeby coś zmienić, bo coś tam, bo coś tam.
Ile lat minęło ?
Co się zmieniło ?
Brak TV ma swoje plusy, nie trzeba słuchać o tym jak to się dalej żrą między sobą. Do kamer. A potem chłopaki i tak idą razem na piwo.
A przepraszam. To są Panowie Posłowie. Oni nie idą na piwo. Oni za nasze pieniądze (moje już też, nie stresujcie się, już musiałem odprowadzać podatek ) jeżdżą służbowymi samochodami do swoich "Domków Letniskowych" na polowanie przy dobrej whisky. At, rządy polskie.
Mówiłem że Kuba i Paweł mają rację obaj. Mają. Robi się z nas idiotów na każdym kroku. I to nie nasza wina lecz ich. Ludzie głosują na partie lub czasem na konkretnego posła. A ten ma na to...
Ważne żeby się dostał, nieistotne która partia. I tak się potem może przenieść. Reżyserujemy skandal i sruu do konkurencji. Oficjalnie. A nieoficjalnie wszyscy razem wódkę piją.
Ale farsę trzeba podtrzymywać.
Partie w swym pierwotnym założeniu miały zrzeszać ludzi o podobnych poglądach. Teraz mamy partie w których mamy gwiazdy estrady wysunięte na czołowe pozycje i masy pod ich rządami.
Quo Vadis Polsko ?
Ja jestem jak najbardziej za przywróceniem Demokracji Szlacheckiej. Na nowych warunkach ale z królem, koniecznie obcokrajowcem.
Bo jak nami dalej będą rządzić ludzie tacy jak teraz to... Australio witaj.