środa, 12 września 2012

Jak to jest być muzykiem ?


Nie zastanawiało was to kiedyś ?
Ach, na pewno. Kto nie marzył nigdy o karierze gwiazdy Rocka, Rapu, czegokolwiek innego,  o tysiącach oddanych fanów, o trasach koncertowych, nagraniach, ciężkich pokoncertowych imprezach. Żyć nie umierać, prawda ?
Kiedyś sam tak chciałem. Ci co wiedzą, to wiedzą, wyję czasem. Czasem nawet zdarzało się do mikrofonu.W Kościołach, szkołach, w galerii. Bywało. Z różnymi ludźmi, w różnych okolicznościach.
Takie tam w Galerii Jurajskiej :P
Wbrew pozorom to muzykowanie to nie jest taka świeża sprawa. Publiczne występy zaliczałem już jako dziewięciolatek. Oczywiście ich jakość zapewne nie powalała ale co tam, było tego trochę.
I wiecie co ? Po 11 latach człowiek dalej nie jest pewien czy potrafi śpiewać.
Ludzie którzy doceniają to przeważnie znajomi, rodzina itd. Hejtów właściwie nigdy tak oficjalnie nie było. Dopiero niedawno, jeszcze będąc maturzystom dowiedziałem się iż pewne zawistne osoby szerzą herezję na mój temat.
Jak ja bym to zdanie przeczytał to pomyślał bym sobie- "zawistne osoby ? Ta, jasne, pewnie ktoś kto w końcu odważył się powiedzieć co myśli naprawdę". Wiecie co ? Chciałbym, żeby tak było. Bo to byłby jasny sygnał żeby sobie odpuścić. A tak ?
Wiem jedno- dla muzyki mógłbym rzucić wszystko w diabły.
Cała ta atmosfera, otoczka. Ciężko to opisać słowami.
Na każdej próbuje, obojętnie co to było, rozpierała mnie zawsze energia. Czułem że to jest właśnie to. Dźwięki wpływają na człowieka bardziej lub mniej, we mnie po prostu waliły jak z kałasza :)
Próby. Prób ogólnie można wyróżnić dwa rodzaje.
Te w miarę uporządkowane- zazwyczaj do nich potrzeba co najmniej dyrygenta. A najlepiej konkretnych, ogarniętych ludzi, którzy wiedzą po co przyszli i co mają robić. To są próby najtrudniejsze do zaistnienia ale również takie dające najlepsze efekty.
Próby "jak zwykle" - "Siedzimy tu już tydzień i jak zwykle nic nie mamy". Ile razy padał ten tekst przed, po, w czasie takiej próby ? Ach, cholera wie. Takie próby to skutek zazwyczaj trzech czynników :

  • Samych muzyków: Spotyka się dziesięć osób na próbie. 6 jest z zespołu, 4 towarzyszą. W zespole każdy słucha czegoś innego, każdy gra coś innego, każdy chce coś innego. A ci co się zgadzają przyszli z osobami towarzyszącymi "żeby popatrzeli na próbę". Awrrr. Nie ma nic gorszego na świecie  
  • Braku wodzireja: Jest zespół. Ale brakuje w nim kogoś kto będzie resztę trzymać za mordę. Bo muzyków tak trzymać trzeba, wolne duchy, głowa w chmurach, wiecie. Popisy, przechwałki, przypomniane melodie. Jak nie ma na próbie kogoś kto cieszy się autorytetem to jest na prawdę lipa. Może to być ktoś z zespołu, może to być ktoś specjalnie do tego wyznaczony. Ale bez takiej osoby... Awrrr.
  • Mamy jeszcze czas: No to jest najlepszy ze wszystkich powodów. Dlaczego ? Nasz zespół jest zajebisty, ogarniemy wszystko w dwa dni a teraz możemy się opieprzać. Często występuje to podczas prób zespołów szkolnych kiedy to chodziło się "po kółeczka" żeby mieć święty spokój dwa tygodnie w szkole. A potem na koniec roku zachowanie "Wzorowe", statuetki i dyplomy za "Reprezentowanie imienia Technicznych Zakładów Naukowych w Szkole i poza nią". A to że właściwie wykonywaliśmy ten utwór dobrze po raz drugi w życiu to inna bajka :)
Oczywiście, na próbach jest też dużo pracy. Znaczy na tych ogarniętych. W zależności od zespołu- albo szlif aranżacji, albo perfekcyjne wykonanie utworu nutka po nutce. I to jakoś tak leci. Nagle z pięciu minut robi się trzecia godzina. Ale efekt jest. Najlepsze próby odbywały się zazwyczaj po próbach, podczas powrotu na przystanek autobusowy, w drodze przez Aleje. Kiedy to człowiek potrafił bezbłędnie wykonać pół Requiem Mozarta dźwięki biorąc z telefonów i dwóch sopranów. Można ? Można :D
No ale oczywiście próby to tylko wstęp do tego co ma się zdarzyć potem- koncertu.
Nie ma nic bardziej kopiącego po dupie niż występ publiczny, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Kiedy człowiek jest wspierany przez zespół/chór, osoby znajome, pomagające aktywnie w tym co się właśnie dzieje. Naprawdę wtedy to dopiero się chce. No i ta świadomość. Ci ludzie są tu po to żeby cię słuchać, również ocenić. Nagle drobnostki z prób rosną  do rangi problemów prawie nie do przeskoczenia, napięcie rośnie, strach "wyciągnę ten dźwięk", "będzie czysto", "perkusja się nie zgubi", "wejdę czy nie wejdę". Ci którzy mają za sobą setki koncertów to wiedzą jak to jest. Dużo wtedy zależy od zaufania do zespołu i od jego wielkości. W chórze człowiek czuje się taki pewny siebie. 40 osób, czasem do setki lub dwóch. Kurcze, można śpiewać ! Gorzej jak się śpiewa coś zupełnie samemu, przed całą szkołą.
Wtedy pozostaje już jedno wykonać koncert w myślach, przed samym sobą. Mi pomagało zawsze jedno zdanie "Zakochałam się w twoim głosie, wiesz ? ". Jedna osoba, jedno zdanie, odpowiednia motywacja. I nie jest wtedy ważne jak było na próbach. Zazwyczaj na koncercie człowiek daje z siebie wszystko, a jak ma wsparcie drugiego wokalu to już w ogóle. Góry się przenosi.
Zawsze z zazdrością będę przychodzić na koncerty, przechodzić obok szkół muzycznych, oper, filharmonii.
Zawszę będę marzyć o tym że kiedyś sam będę występować, z naprawdę zgraną ekipą przyjaciół których łączy nie tylko wspólne granie. Z ludźmi z którymi idzie się środkiem ulicy i śpiewa do telefonu bo akurat nas tak naszło.

Macie jakieś doświadczenia muzyczne ? Zespół, chór, występy solowe ?
A może kiedyś mnie słyszeliście i chcecie coś mi powiedzieć na ten temat ? ;>
Tam niżej jest takie pole "Komentarze". Zostawcie coś od siebie ;)
A ja kończę,
Hej ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz