Droga nie była jakoś specjalnie kręta, ot czasem mijała jakieś większe przeszkody, jednak tych nie napotykało się wiele. Prosty, leśny szlak. Na pozór całkiem przyjemny. Korony drzew zapewniały cień, same drzewa mocno pachniały żywicą. Przeróżne gatunki ptaków dostarczały muzycznej rozrywki. Idylla.
Dlaczego więc wszyscy tę ścieżkę omijają szerokim łukiem ? Co jest w niej takiego, że czasem ślady po kimś urywały się właśnie na jej początku ? No i czemu niektórzy wracali- zmaltretowani, z wyrazem niewyobrażalnego bólu na twarzy ? To chciałem zbadać, z resztą nie tylko ja. Bo mimo że każdy starał się trzymać od niej z daleka to właśnie raz na jakiś czas znalazł się śmiałek który zagłębiał się w gąszcz i znikał. Na dzień, tydzień, miesiąc, rok lub całe życie. Różnie to bywało. Jeśli wracał- nie był już tą samą osobą. Ale mimo to ludzie próbowali, próbują i próbować będą. Więc i ja stwierdziłem- moja kolej.
Dlaczego więc wszyscy tę ścieżkę omijają szerokim łukiem ? Co jest w niej takiego, że czasem ślady po kimś urywały się właśnie na jej początku ? No i czemu niektórzy wracali- zmaltretowani, z wyrazem niewyobrażalnego bólu na twarzy ? To chciałem zbadać, z resztą nie tylko ja. Bo mimo że każdy starał się trzymać od niej z daleka to właśnie raz na jakiś czas znalazł się śmiałek który zagłębiał się w gąszcz i znikał. Na dzień, tydzień, miesiąc, rok lub całe życie. Różnie to bywało. Jeśli wracał- nie był już tą samą osobą. Ale mimo to ludzie próbowali, próbują i próbować będą. Więc i ja stwierdziłem- moja kolej.
Szedłem dość szybko- strasznie ciekawiło mnie co może być na końcu tej ścieżki. Czas mijał, choć nie było tego widać. Słońce powinno zmieniać swoje położenie, mijały na pewno kolejne godziny marszu- a tu cały czas tak samo. Bardzo zastanawiające.Ale przecież nie takie dziwy już widywałem, po wampirach już chyba nic mnie nie zaskoczy. Szedłem. Dalej w las. I dalej, dalej. Aż poczułem zmęczenie. Lekkie, niczym muśnięcie, ale jednak zmęczenie. Droga cały czas wydawała się prosta, stwierdziłem- cóż szkodzi odpocząć. Siadłem pod najbliższym drzewem. Nie miałem pojęcia co to za drzewo, był to dla mnie jakiś obcy gatunek. Przyglądałem mu się więc z ciekawością i nagle.
Nie wiem jak długo spałem. Wiem że kiedy się ocknąłem był wieczór. Senność nie odeszła jeszcze do końca ale postanowiłem nie czekać dłużej tylko ruszać. Nie przeszedłem nawet pięciu minut gdy droga zakończyła się polaną. Niby nic dziwnego, bo to jedna polana w lesie ? Jednak na tej polanie stała Ona. Zrozumiałem od razu kim jest. Czerwień sukni, błękit oczu, róż ust. I piegi. Widziałem ją wcześniej. Właściwie widziałem ją już dawno i zawsze wiedziałem kim jest. Kiedy już stałem przy niej spojrzeliśmy sobie w oczy, tak jakbyśmy robili to od zawsze. I jak zawsze spotkaliśmy w nich zrozumienie. Pocałunek też był równie naturalny, odruchowy, taki prosty. To przecież normalne. Zupełnie normalnie złapaliśmy się za dłonie, odwróciliśmy się i zaczęliśmy iść przez polanę do ścieżki po drugiej stronie. Nie była daleko, dosłownie parę kroków. Przy ostatnim Ona nagle się zatrzymała, spojrzała na mnie.
Podobno spałem dwa tygodnie. Znaleźli mnie poobijanego przed wejściem na TĄ ścieżkę. Wszyscy mi współczuli, choć nikomu tak naprawdę nie powiedziałem czym jest ta ścieżka i że mam zamiar na nią wrócić. Bo kto w dzisiejszych czasach uwierzy że ta ścieżka to miłość ?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz