Dziś zacznę od końca. Wczoraj uświadomiłem sobie iż dawno nie odwiedzałem Ostrowu Tumskiego. Podczas nadrabiania zaległości (czyli w sumie chwilę temu) uświadomiłem sobie że kiedy budowano Katedrę (1000+ lat temu) Wiara była prosta. Czarno na białym, spisane i respektowane. Oczywiście że było naprawdę dużo minusów, zarówno interpretacji jak i świadomości. Jednak wtedy nie trzeba było sprzedawać Wiary w państwie które uważało się (ich władcy uważali) za katolickie.
Jak jest teraz ?
Sobota wyprzedażowa w pobliskiej galerii. W sklepie jednej z sieciowych marek szukałem jakiś pierdół dla siebie. I się przeraziłem. Obok bransoletek, breloków, wisiorków i łańcuszków typowo ozdobnych wisiały krzyżyki. Pewnie, krzyżyki modne, nie ma w tym nic dziwnego, pomyślałem (to już samo w sobie o czymś świadczy), goci lubią się obnosić z taką biżuterią. Jednak kiedy zobaczyłem obok różnej maści krzyżyków (oczywiście bez wiszącego nań Jezusa) różańce to się przeraziłem. Różańce. W sieciówce z ciuchami.
A widział ktoś symbole Muzułmanów, Izraelitów (Żydów, to dla tych mniej kumatych) czy innych religii spoza Azji w sieciówkach ?
Podobno ponad 80% naszego społeczeństwa to ludzie wierzący, wyznający wiarę zgodną z Kościołem Rzymskokatolickim. No to ja się pytam- czemu wy ludzie nie grzmicie? Ach, no tak. Bez obrazy dla kogokolwiek- co druga rozmawiająca ze mną ostatnio osoba rzuca ślicznym hasełkiem "ateista" i myśli że ma sprawę z bani. Tylko że wiecie co ? Pozwalacie sprzedawać symbole swoich przodków, dziadków, pewnie nawet i rodziców. Symbole dla nich święte, ważne i cenne. Jako ozdoby po 20 zł/ szt.
Ludzie, macie wyrąbane po całości na symbole narodowe i religijne ? To zastanówcie się, jakie będą wasze dzieci.
We Francji dyskusja- "Czy ze względu na to żeby się homoseksualiści nie czuli be to mama i tata od dziś będą nazywani <<Rodzic 1>>, <<Rodzic 2>>". W imię równości seksualnej. Smacznego, sprzedawajcie swoją historię, zobaczymy jak was wasze dzieci rozliczą. Czy będą mieli na tyle taktu by odesłać was do domu starców czy zostawią na ulicy. Rodzic 1. Brzmi dumnie ? Nawet gdybym był gejem i chciał mieć dziecko to miało by do mnie mówić tato. Tak zostałem wychowany, jest tata i mama. Koniec kropka. System sprawdza się od TYSIĘCY lat.
Cztery pokolenia i patrzcie co się dzieje z tradycją. Poszła się przejść i nie wróci, bo w imię równości ona też ma wybór więc wybiera spieprzać z tego świata jak najdalej. Chcielibyście być sprzedawani za 3 euro w sklepie ?
Jest coś co jednak podnosi moją wiarę w ten świat. Wczorajsza niedziela, kościół Dominikanów, 20:05. Poszedłem na Mszę po raz drugi, obiecałem sobie że znajdę inny kościół niż ten przy Grunwaldzkim bo dość że tam usypiam to jeszcze organista mnie doprowadza do rozstroju nerwowego. Poszedłem i pierwszy raz od bardzo, bardzo dawna przeżyłem Mszę. Cały kościół studenciaków, księża którzy mszę prowadzili jak rozmowę z nami- Ludem. Przygaszone światła, kadzidło roznoszące się po wnętrzu kilkuset letnich murów. Ciary przechodziły. Przykre że nie pamiętam kiedy ostatni raz tak miałem. Ale to nabożeństwo podniosło mnie na duchu. Została mi sprzedana Wiara w cenie promocyjnej- za darmo. Przez księdza, nie w sklepie. Taką wiarę chcę kupować, każdemu kto ma podobne zdanie- polecam.
Rozpisałem się cholera,
Siema.
poniedziałek, 29 października 2012
sobota, 27 października 2012
Imprezowanie i syndrom snu
Dlaczego tak ? Bo wczoraj grałem w jenge, po raz pierwszy. I na takich zasadach jak wczoraj- po raz ostatni. Przeca ja mam główkę jak noworodek !
Ale ponieważ z przeróżnych powodów dziś czuje się w miarę a wczoraj nurtował mnie (przed imprezowaniem ) pewien temat to dziś o nim.
Powoli dobijam do kwartału poza Częstochową. A dalej mam ten syndrom. Syndrom snu.
Za każdym razem jak wstaję, patrzę na przecież dobrze znane mi już mieszkanie, kiedy wychodzę na ulicę, patrzę na znany mi Grunwald, na znaną mi (mniej :P ) Politechnikę- patrzę i nie mogę uwierzyć. To wszystko wydaje się tak mało realne, tak inne niż dotychczasowe życie, tak... Cudowne. Uczelnia daje w kość- ale daje w kość wszystkim po równo, to dla mnie jest to jakaś nowość, reszta wydaje się przyzwyczajona do tego. Ale będąc tutaj, żyjąc we śnie który dawno, dawno temu sobie wyśniłem jest mi dużo łatwiej to przełknąć i się dostosować. Natomiast to jak się czuje tutaj za każdym razem kiedy wstaję jest naprawdę ciężkie do opisania. Pod koniec każdego dnia pojawia się strach, strach że rano obudzę się nie tutaj na miejscu lecz w swoim domu, znów zaspany i nieogarnięty, znów z pretensjami do siebie że mogłem iść spać wcześniej, nie rozmawiać z kimś do 3-4 w nocy, bo przecież teraz trzeba w biegu robić wszystko i pędzić do szkoły. Że marzenie które się spełnia z każdą minutą pobytu tutaj minie, że wszystko się skończy a ja zostanę. I jutro, gdy obudzisz się poczujesz swą w nocniku dłoń .
It's a brave new world
The war is won
Czy na pewno wygrałem tę wojnę ? Nie wiem, wiem że duża bitwa już za mną, większe przede mną. This is war. I oby a kilka lat można było powiedzieć że wygrałem.
Ale ponieważ z przeróżnych powodów dziś czuje się w miarę a wczoraj nurtował mnie (przed imprezowaniem ) pewien temat to dziś o nim.
Powoli dobijam do kwartału poza Częstochową. A dalej mam ten syndrom. Syndrom snu.
Za każdym razem jak wstaję, patrzę na przecież dobrze znane mi już mieszkanie, kiedy wychodzę na ulicę, patrzę na znany mi Grunwald, na znaną mi (mniej :P ) Politechnikę- patrzę i nie mogę uwierzyć. To wszystko wydaje się tak mało realne, tak inne niż dotychczasowe życie, tak... Cudowne. Uczelnia daje w kość- ale daje w kość wszystkim po równo, to dla mnie jest to jakaś nowość, reszta wydaje się przyzwyczajona do tego. Ale będąc tutaj, żyjąc we śnie który dawno, dawno temu sobie wyśniłem jest mi dużo łatwiej to przełknąć i się dostosować. Natomiast to jak się czuje tutaj za każdym razem kiedy wstaję jest naprawdę ciężkie do opisania. Pod koniec każdego dnia pojawia się strach, strach że rano obudzę się nie tutaj na miejscu lecz w swoim domu, znów zaspany i nieogarnięty, znów z pretensjami do siebie że mogłem iść spać wcześniej, nie rozmawiać z kimś do 3-4 w nocy, bo przecież teraz trzeba w biegu robić wszystko i pędzić do szkoły. Że marzenie które się spełnia z każdą minutą pobytu tutaj minie, że wszystko się skończy a ja zostanę. I jutro, gdy obudzisz się poczujesz swą w nocniku dłoń .
It's a brave new world
The war is won
Czy na pewno wygrałem tę wojnę ? Nie wiem, wiem że duża bitwa już za mną, większe przede mną. This is war. I oby a kilka lat można było powiedzieć że wygrałem.
czwartek, 25 października 2012
Bo pasje trzeba rozwijać
"Było się uczyć w podstawówce"- to zdanie jakoś przychodzi mi do głowy po dniu dzisiejszym. Gdybym już w podstawówce zmuszał się do regularnego siedzenia nad zeszytami to teraz nie miałbym naprawdę wielu problemów. Może jeszcze więcej, bo pewnie zamiast na ppt dostałbym się na w4 gdzie matematyki nie ma tyle co u nas. Patrzenie na swoje życie przez pryzmat czasu- naprawdę pouczające. Czy będę mówić swoim dzieciom "marsz do lekcji ! " ? Nie. Natomiast zrobię wszystko by pokazać im że nauka jest fajna, że uczyć się warto, warto się rozwijać. No i dochodzimy do sedna- warto się rozwijać.
Ćwiczę grę na gitarze, od tygodnia wałkuje MM. Idzie mi powoli bo nie mam czasu na granie. Gram w przerwie między jedną stroną notatek z algebry a drugą. Ale gram. Śpiewam też. Chociaż z tym to, łosz w mordeczkę- tragedia. Ale mimo wszystko śpiewam, kocham to i staram się ciągle coś nucić- może to błąd, natomiast pokazuje że jak się chce to można.
22:50, myślenie po kilku godzinach maty prawie 0. Ale piszę notatkę, zostałem ostatnio mile połechtany więc będę się starać wrzucać coś co dzień- dwa. Bo mi zależy na pisaniu, na tej odrobinie kreatywności która obecnie została w moim życiu. Bo pasje trzeba rozwijać. Mantra taka, ale wg mnie słuszna. Bo kimże jesteśmy bez pasji, bez rzeczy które kochamy robić a które odróżniają nas w pewien sposób od innych ? Chciałbym też móc poświęcić więcej czasu na programowanie- o ironio- student Informatyki na PWr nie ma czasu na programowanie- nie takie na którym mu zależy. Ja wiem , C trzeba znać, tylko że ja mam ukierunkowane potrzeby- chcę iść w górę nie w dół (jeżeli chodzi o poziomy programowania, to nie oznacza że C jest gorsze od C++ czy Javy - ci co nie wiedzą niech uwierzą na słowo). Tym sposobem mam wrażenie że stoję w miejscu zamiast ruszać z kopyta. No i inne rzeczy którymi byłem zajarny jeszcze miesiąc temu a które teraz wydają się poza zasięgiem rozsądku. Za dużo marnuje czasu, stanowczo. Ale po kilku godzinach maty człowiek nie ma ochoty na nic poza sieką z kogoś w coś (najlepiej z Mateusza ale ten choleryk się uchyla od niej ostatnimi czasy na rzecz jakiegoś LOLa... No fuj). A czas sobie leci. I strach rośnie- zdążę czy nie zdążę. Chciałbym móc poświęcić czas ze snu- nawet tego nie mogę bo mój współlokator ma wonty. Ach, czymże byłby gatunek ludzki bez różnic między osobami.
Jest konkurs, zostały 4 dni. Jest kolos- zostało 6 dni. A ja potrzebuje na oba z 10. Pasje trzeba rozwijać- ale za jaką cenę, która pasja powinna być dla mnie ważniejsza, czym powinienem się kierować w życiu ? Troską o studia, warsztatem muzycznym, słowem pisanym ?
Ilu informatyków którzy naprawdę dużo osiągnęli (Steve, mój wzorze) ukończyło studia ? Oby nikt z rodziny tego nie przeczytał, będą się zaraz martwić na zapas niepotrzebnie- te myśli miałem już przed studiami.
Ale student PWr brzmi dumnie i tego się będę trzymać. Póki co.
A pasje trzeba rozwijać przecież...
Jest konkurs, zostały 4 dni. Jest kolos- zostało 6 dni. A ja potrzebuje na oba z 10. Pasje trzeba rozwijać- ale za jaką cenę, która pasja powinna być dla mnie ważniejsza, czym powinienem się kierować w życiu ? Troską o studia, warsztatem muzycznym, słowem pisanym ?
Ilu informatyków którzy naprawdę dużo osiągnęli (Steve, mój wzorze) ukończyło studia ? Oby nikt z rodziny tego nie przeczytał, będą się zaraz martwić na zapas niepotrzebnie- te myśli miałem już przed studiami.
Ale student PWr brzmi dumnie i tego się będę trzymać. Póki co.
A pasje trzeba rozwijać przecież...
wtorek, 23 października 2012
Chcieć nie znaczy móc.
Taka to teoria która królowała w dniu dzisiejszym. Chciałem się pouczyć ale nie mogłem bo miałem inne rzeczy do roboty. Chciałem x ale nie mogłem bo y.
Ile z tego jest prawdą ?
Nic póki coś zależy od nas, konkretnie od nas.
Chcę by był pokój na świecie- tutaj faktycznie nie da rady. Ale jeżeli mówię że nie mogę mieć miliona... Mogę. Muszę tylko naprawdę chcieć. Muszę pragnąć czegoś, pragnienie przekuć na cel, cel na zadania a zadania wykonać. Do wczoraj miałem cel. Bo chciałem, cholernie chciałem. Chciałem chyba za bardzo, wiedząc jak wszystko wygląda. Mimo to starałem się, działałem. "Nadzieja umiera ostatnia". Fakt. Umiera ostatnia, bo jej śmierć to nie zwyczajna kosa w serce. To powolne zatruwanie, delikatne szmery w sercu, plamka na wątrobie, dwie komórki nowotworowe. Powoli, powolutku, aczkolwiek z precyzją, nadzieja obumiera wraz z czasem w którym brak postępów. A potem przychodzi taka chwila- zawał który pokazuje jak wszystko źle się toczyło od bardzo długiego czasu. Ale mimo to człowiek walczy, o oddech, kolejny dzień. Walczy o swoją nadzieję.
I przychodzi ten czas kiedy odkrywa że chcieć nie znaczy móc. Bo czasem są takie przypadki w których to ktoś inny musi chcieć byśmy mogli pójść dalej. Ale pozostaje niedosyt. Bo ja wiem że chcieć to móc. Tylko inni tego nie wiedzą...
Nie karz mi wybierać, bo jeszcze wybiorę źle. Ale co wtedy kiedy Ty nie możesz bo ktoś nie wybiera ? Co kiedy stoisz jak ten debil w miejscu i ni cholery- ani w jedną ani w drugą. Tam Cię widać nie chcą ale chcesz Ty a tu natomiast nie wiadomo co. Decyzje są po to by je podejmować. Nawet kiedy ktoś kto ma to zrobić zawiedzie. Bo decyzje muszą być podejmowane, dla dobra ogółu. Każda decyzja to progres, brak to regres, zasada która wraca do mnie co dzień niczym namagnesowana. W zgodzie z ta zasadą staram się żyć, niechże będzie w końcu jakiś progres. A że straty- lud powinien zapamiętać- straty są naturalną częścią każdej wojny, powinny być minimalizowane jednak nie da się ich uniknąć.
Czy ja zminimalizowałem starty obu stron ? Nie wiem. Swoje na pewno, egoista ze mnie.
I tried to be someone else
But nothing seemed to change
I know now, this is who I really am inside
Finally found myself
Fighting for a chance
I know now, this is who I really am
Ile z tego jest prawdą ?
Nic póki coś zależy od nas, konkretnie od nas.
Chcę by był pokój na świecie- tutaj faktycznie nie da rady. Ale jeżeli mówię że nie mogę mieć miliona... Mogę. Muszę tylko naprawdę chcieć. Muszę pragnąć czegoś, pragnienie przekuć na cel, cel na zadania a zadania wykonać. Do wczoraj miałem cel. Bo chciałem, cholernie chciałem. Chciałem chyba za bardzo, wiedząc jak wszystko wygląda. Mimo to starałem się, działałem. "Nadzieja umiera ostatnia". Fakt. Umiera ostatnia, bo jej śmierć to nie zwyczajna kosa w serce. To powolne zatruwanie, delikatne szmery w sercu, plamka na wątrobie, dwie komórki nowotworowe. Powoli, powolutku, aczkolwiek z precyzją, nadzieja obumiera wraz z czasem w którym brak postępów. A potem przychodzi taka chwila- zawał który pokazuje jak wszystko źle się toczyło od bardzo długiego czasu. Ale mimo to człowiek walczy, o oddech, kolejny dzień. Walczy o swoją nadzieję.
I przychodzi ten czas kiedy odkrywa że chcieć nie znaczy móc. Bo czasem są takie przypadki w których to ktoś inny musi chcieć byśmy mogli pójść dalej. Ale pozostaje niedosyt. Bo ja wiem że chcieć to móc. Tylko inni tego nie wiedzą...
Nie karz mi wybierać, bo jeszcze wybiorę źle. Ale co wtedy kiedy Ty nie możesz bo ktoś nie wybiera ? Co kiedy stoisz jak ten debil w miejscu i ni cholery- ani w jedną ani w drugą. Tam Cię widać nie chcą ale chcesz Ty a tu natomiast nie wiadomo co. Decyzje są po to by je podejmować. Nawet kiedy ktoś kto ma to zrobić zawiedzie. Bo decyzje muszą być podejmowane, dla dobra ogółu. Każda decyzja to progres, brak to regres, zasada która wraca do mnie co dzień niczym namagnesowana. W zgodzie z ta zasadą staram się żyć, niechże będzie w końcu jakiś progres. A że straty- lud powinien zapamiętać- straty są naturalną częścią każdej wojny, powinny być minimalizowane jednak nie da się ich uniknąć.
Czy ja zminimalizowałem starty obu stron ? Nie wiem. Swoje na pewno, egoista ze mnie.
I tried to be someone else
But nothing seemed to change
I know now, this is who I really am inside
Finally found myself
Fighting for a chance
I know now, this is who I really am
Po raz który już ? Czy to cokolwiek zmienia ? Odnajduje się ciągle na nowo, dzień po dniu. Zawsze pod koniec kiedy już dzień jutrzejszy stoi i czeka- a tam kolejne poszukiwania. Co będzie jutro ?
Chcę więc mogę. Póki to zależy ode mnie.
Chcę więc mogę. Póki to zależy ode mnie.
poniedziałek, 22 października 2012
Inteligencja. Jest czy jej nie ma i co z robotami ?
Słowem wstępu.
Toczyłem dziś ciekawy dyskurs na temat inteligencji. Padła teza jakoby sama inteligencja nie istniała. Generalnie chodziło raczej o to czy można oceniać inteligencję na podstawie rozmów, szczególnie tych internetowych- jak mi się wydaje. Natomiast mnie zainteresowała sama inteligencja.
Czymże jest ta inteligencja ?
Wg mądrej definicji która o dziwo zgodziła się z moją ukutą w czasie dyskusji inteligencja to zdolność obserwacji otoczenia , analizy jego zmian i wyboru jak najlepszej możliwości z tych które są nam dane. Lub stworzenia własnej, dodam od siebie.
Tego wszystkiego człowiek musi się nauczyć, jednym przychodzi to z łatwością, inni mają z tym problem. Jeszcze inni nie chcą się tego uczyć. Czytał ktoś Strzałę Kusziela ? To jest moja ulubiona (ukochana) powieść spoza polskiej półki. A jest w niej pokazane bardzo dobrze jak wykuwa się inteligencję, jakie zdolności są potrzebne by sprawnie wykorzystywać swój mózg. Tak właśnie można by było najprościej określić inteligencję- stopień sprawności w posługiwaniu się własnym mózgiem. Ludzie chyba nie do końca trafnie interpretują na co dzień inteligencję. W sumie mój wniosek jest taki że podstawowym testem na inteligencje jest pytanie "A czymże u diaska jest inteligencja ?"
Okej teraz przejdźmy do tematu który wywołuje we mnie dreszcz emocji- Sztuczna Inteligencja.
Sztuczna inteligencja to dział informatyki, którego przedmiotem jest badanie reguł rządzących inteligentnymi zachowaniami człowieka, tworzenie modeli formalnych tych zachowań i – w rezultacie – programów komputerowych symulujących te zachowania. Można ją też zdefiniować jako dział informatyki zajmujący się rozwiązywaniem problemów, które nie są efektywnie algorytmizowalne.
Przeczytałem i się załamałem.
Definicja na nasze potrzeby- Sztuczna Inteligencja- zdolność symulacji zachowań człowieka przez maszyny.
Maszyna która potrafi myśleć. I potrafi się uczyć. Widziałem kiedyś program napisany przez mojego przyjaciela na przedmiot "sieci neuronowe". Miał on rozpoznawać kształt cyfr na podstawie wzorca. Z każdym kolejnym trafnym rozpoznaniem program "nabierał doświadczenia"- uczył się jak wyglądają cyfry, jak mogą wyglądać i jak je poznawać. Proste a zajarałem się jak głupi. Czemu ?
Isaac Asimov : Ja, Robot (film o tym samym tytule kręcono luźno na motywach tego zbioru opowiadań), Cykl Fundacja (Póki co jedyne S-F które mi się podobało, na marginesie dodam)
Film:
A.I. Artificial Intelligence
Szczególnie cykl fundacji mnie wciągnął w temat. W książkach i filmach pokazana jest raczej "dobra" Sztuczna Inteligencja. Taka która chce pomagać ludziom. A teraz druga strona medalu- Matrix i Terminator.
Kojarzymy, prawda ?
Od naprawdę długie czasu nurtuje mnie pytanie- w którą stronę zajdzie współczesna robotyka. Czy ludzie pomni o przykłady z fantastyki naukowej stworzą roboty które będą należycie zabezpieczone przed wyrządzaniem krzywdy ? Czy może, co wg mnie bardziej prawdopodobne- ludzie stworzą sami potwora który będzie chciał ich zniszczyć ? Który uzna że ludzie są zbędnym ogniwem na tej planecie. A może nie ? Może po przeanalizowaniu całej naszej wiedzy (via Internet) dojdzie do wniosku że jego stwórcy zasługują na pomoc i wierność służby ?
Boje się każdego z tych rozwiązań. Na tyle by samemu chcieć zaangażować się w prace w tym kierunku. Zawsze mnie to fascynowało, urealnienie fantastyki naukowej. Miodzio. Ja wiem jakie głosy się przeciwko temu teraz podniosą- to nieistotne. Istotnym jest problem - czy ludzie powinni tworzyć sztuczną inteligencję ? Czy my sami mamy dość inteligencji by przewidzieć wszystkie konsekwencje tego czynu ?
Trochę naukowo, mam nadzieje że ktoś się wypowie ;)
Hejka.
sobota, 20 października 2012
Dwa twory o miłości
Kapkę dłużej dziś.
Obejrzałem w końcu "Mr Nobody". Po raz drugi. Niektóre filmy trzeba oglądać dwa razy by je naprawdę zrozumieć, teraz już to wiem. Z gatunku filmów s-f przeniosłem go właśnie do filmów o uniwersalnych prawdach,. Znalazł się obok takich tytułów jak "Requiem for a Dream", "Zielona Mila", "Incepcja", "A.I.". Takich które mi przekazały coś ważnego. Jedną z rzeczy jaką przekazał mi "Mr Nobody" jest lekcja o miłości.
Świat pędzi, ludzie dokonują wyborów, dobrych i złych. Żałują ich lub nie. Ale dokonują, inaczej bowiem życie wybierze za nich. Nemo poznał wszystkie możliwości, przeżył je. Wszystkie były prawdziwe, wszystkie nie istniały. Ale każda z nich była konkretnym wyborem, konkretną cezurą między jednym a drugim życiem. Jakże ważne doświadczenie dla kogoś kto stoi właśnie na granicy i widzi dwie drogi. Jedna z nich to most obłożony ładunkiem wybuchowym, czekający na wysadzenie, druga- droga w ciemny las za którym ni cholery nie wiadomo co się dzieje. Mostu nikt nie wysadził, nikt nie rozbroił, detonatory po obu stronach czekają. Ja nie pójdę obiema drogami, nie potrafię tego zrobić. Wiem co mnie może czekać za mostem, tylko że on może wybuchnąć.
Długa analogia ale właśnie tak się czuje ostatnio. To oczekiwanie na rozwój wypadków, nadzieja. Wszystko przytłacza, nie pomaga. I niby saper stoi tak gdzieś, ale nie robi totalnie nic. Patrzy sobie, czeka na reakcje.
Najpierw posłuchajcie.To właśnie dzieje się na rozdrożu. To się dzieje kiedy człowiek próbuje walczyć do ostatku, tak jest kiedy ludzie nie umieją dokonywać wyborów. Utwór skomponowany genialnie, tekst zgodny z fazami z tym co się dzieje z człowiekiem.
Masz dwie drogi. O jedną za dużo. Most zaminowany, czeka. Prosta robota. Każdy wybór jest progresem, tego się trzeba trzymać jak niepodległości, iść i nie oglądać się za siebie. Im dłużej stoisz w miejscu i czekasz tym większy zawód później. A kto teraz ma czas na zawody miłosne ?
czwartek, 18 października 2012
Perspektywa
Nikogo nie ma na gg/fb. To dziwne strasznie. Ale trzeba zaobserwować czy to nie wina środy. Piosenka. Chodzi za mną cały dzień, w głowie słyszę
The end is coming
Everybody run
Now we're gonna live forever
"Ty zawsze musisz być o poziom niżej?"
Chyba tak. Różnica wieku, wcześniejszych chęci, te sprawy. Ale staram się nadrabiać. Wyjścia nie mam, jak patrzę na tych kujonów z roku... Którzy po prostu są inteligentni, ogarnięci i nie lenili się jak ja. I muszę gonić albo rzucić studia. Z resztą, ambicja daje o sobie znać jak siedzę i nic nie rozumiem. Wkurza to. Tak samo jak przytyki kogoś kto jest na każdych jednych zajęciach i go to wkurza natomiast inaczej nie potrafi. Ja doskonaliłem technikę przez lata, wiem co z czym się je. To chyba wkurza każdego kto sumiennie przykłada się do obowiązków. Jak inni którzy tego nie robili mają lepiej. Ale obowiązki to dla mnie wielkie schematy, a ja nie cierpię robić czegoś schematycznie. Kierowałem się zawsze zasadą że tylko wyłamując się ze schematu do czegoś dojdę.
Chcecie to mówicie że usprawiedliwiam lenistwo. Ja wiem że do tej pory moje zasady skutkowały. A że balansowałem na krawędzi ? Może kiedyś spadnę, fakt. Tylko że ja już mam dużą wprawę a ci grzeczni mogą sobie w życiu nie poradzić. Bo tu się wiecznie balansuje. Chcesz być kimś to musisz ryzykować. Na swój sposób ryzykuje pół życia już. Opłacało się ? Ty mi odpowiedz. Ja idę spać we własnym łóżku, w mieście o którym marzyłem od 7 lat. Bo za parę godzin będę musiał wstać i zapieprzać na 3 uczelnię w kraju (ranking informatyków).
Swoją drogą- jestem na PWr i jestem z tego dumny. Z pozdrowieniami dla wszystkich którzy wiecznie mi mówili że moja wytyczona samemu ścieżka jest chujowa i doprowadzi mnie donikąd. Przemyślcie może choć raz to co robię i zastanówcie się czy przypadkiem nie ma to sensu ;)
Swoją drogą- jestem na PWr i jestem z tego dumny. Z pozdrowieniami dla wszystkich którzy wiecznie mi mówili że moja wytyczona samemu ścieżka jest chujowa i doprowadzi mnie donikąd. Przemyślcie może choć raz to co robię i zastanówcie się czy przypadkiem nie ma to sensu ;)
Branoc.
środa, 17 października 2012
Deadline
Czas goni. Gna, zapieprza jak głupi. Stąd i deadline. W sumie deadlines. Na każdej możliwej płaszczyźnie.
Deadline na studiach, za 2 tygodnie pierwszy sprawdzian z ćwiczeń (sprawdzian, nie kolos).
Deadline uczuciowy, choć nie wiadomo czy do niego dojdzie. By było śmiesznie- też 2 tygodnie.
2 tygodnie to również inny termin, ten związany z finansami.
Za 2 tygodnie impreza, całkiem ważna dla mnie.
Dołożę sobie do tego kolejny termin- ogarnięcie spraw biznesowo-rozwojowych.
I do tego zacznę pisać Mitologię. Każda kultura ma swoją, Mortrez gorszy być nie może.
"naciskasz a ja czuję się przez to jak ułomna". Naciskam. Bo świat naciska na mnie. Działanie wynikające z porządku rzeczy ludzkiej. I co mam na to poradzić? Kiedy człowiek ma miliard rzeczy na głowie to nie ma czasu na cierpliwość, nie ma czasu na spokój.Dołożę sobie do tego kolejny termin- ogarnięcie spraw biznesowo-rozwojowych.
I do tego zacznę pisać Mitologię. Każda kultura ma swoją, Mortrez gorszy być nie może.
"zawsze tego chciałeś- by ktoś przy tobie był podczas tej
drogi a ja jestem tutaj". W tej epoce tutaj jest chyba już wszędzie. Potrafimy splątać informacje i je teleportować (polecam poczytać na temat obecnego rozwoju teleportacji, zdziwicie się ludzie). Ile zajęło ludziom wymyślenie koła ? A ile zajmujemy się badaniami nad tak abstrakcyjną rzeczą ? To pójdzie szybko. Ci naukowcy mają deadline gorszy ode mnie. Śmierć. Więc sprawią by tutaj było wszędzie. Tylko co z moimi dwoma tygodniami ? "Tylko mnie kochaj"- jak ja lubię ten tekst. Taki prawdziwy. Prosta odpowiedź na wszelkie marudzenia, przeciwności, ułomności.
Jeżeli chcesz to mnie kochaj, tylko tyle. Tylko mnie szanuj, mój czas i poświęcenie. Nie fochaj się jak małe dziecko że nie mam go więcej. Skoro nie masz swoich terminów to albo się cofasz albo jesteś już na szczycie swoich możliwości. Mi do granic daleko, więc biegnę.
A teraz biegnę dalej do algebry, ach te studia.
Edit:
Ukradnę komuś to :
A teraz biegnę dalej do algebry, ach te studia.
Edit:
Ukradnę komuś to :
Nie bądź dupkiem.
To było głupie, fakt. Ludzi nie traktuje się schematycznie. Czy udało mi się to naprawić ? Nie wiem.
Miłość nie jest rzeczą łatwą. Bywa też mało przyjemna. Ale jak ktoś powiedział "a" to nie może ot tak bez powodu rezygnować z "b". Bo "a" staje się kłamstwem, zaprzeczeniem idei za którą kiedyś dałbym się pociąć.
Incepcja to dobry soundtrack, pomaga zrozumieć Algebrę. Like it.
P jak pierdolę to
Z jak zaspałem
Co mam zrobić dziś
Zrobię jutro albo wcale
Zmieszam piwo z wódką
Później zapalę
Ale gdy wejdę na scenę wierz mi
Podpalę salę
Nie, palić nie będę. Reszta się zgadza
Nie chce mi się mówić już więcej o niczym ważnym i trudnym
Prawda. Połowiczna. Chce mi się tylko nie mam czasu i nie mam o czym. I wychodzi na to samo.
Po za tym lubię czytać, lecz czasem nie mam czasu
Bo muszę się wyspać, albo wyjść do pubu
Fakt, nie pamiętam już kiedy coś czytałem. Dlatego "Mitologia Germańska" zwieziona do Wro, natrętnie rzuca się w oczy i zmusza o myśleniu. Albo do myślenia ?
Lubie swój dzień, lubię do czasu
Gdy mówią mi "ziom marnujesz cały czas"
Czuje się źle, gdy brakuje mi hajsu
Lecz jest mi okay, gdy mam piwo i gram
A teraz nawet nie mam czasu na marnowanie go. Studia kuźwa. I znajomi, tu na miejscu. A starzy znajomi obrażeni, chcą mnie zabić. "Postępujesz wobec niej no fair". Wiem, co poradzę ? Taki jestem, chcesz to jedź ze mną na jednym wózku, nie- bywaj. Bo ja nie mam czasu na nic pośrodku.
"Nie o to chodzi...
Żal mi człowieka, wiesz? Nie chcę żebyś był dupkiem ;)"
Ja też bym nie chciał. Czasem mi się nie udaje, choć się staram. Wiele dziś zrobiłem by nie być dupkiem, jak mi się wydaje. Czy to oczyści mi sumienie ? Pewnie nie, ale stworzyło precedens. Powinienem być prawnikiem, naprawdę. Kto jeszcze byłby w stanie tak myśleć ? Pezet się skończył, czas iść spać.
"Stary ty ciągle wrzucasz jakieś pierdoły na tego bloga. Skupiłbyś się na konkretnym temacie zamiast tak pieprzyć"
Ta rada mnie rozbawiła niesamowicie. Nawet jeżeli jest w tym ziarno prawdy.
Niech ten post będzie zagadką. Osobistą. Nie pierwszą, natomiast każda z nich nie będzie miała publicznego odnośnika. Wyślę paru osobą, tym bliższym. Fajna kompozycja się zrobiła, wg mnie.
O wspomniało mi się. Mądre rzeczy mówili na temat blogowania, część się pokrywa z moimi przekonaniami. To dla tych dobrze radzących że jestem chu... chusteczkowy. "Pane, jak pan coś chcesz to najpierw pan co zrób na polu a potem komuś mów że sadzi nie to co trza"
Dziękuje, dobranoc.
poniedziałek, 15 października 2012
Jak dobrze znów tu wrócić
Hm. Dziś postaram się poruszyć na szybko kilka kwestii, rozbiję to na 2 części, czytajcie wg uznania.
Pierwsza z nich- co się dzieje kiedy wraca się do domu.
Przyjazd po trzech miesiącach naprawdę był dla mnie ważny. Dom, przyjaciele, otoczenie w którym się wychowałem- cieszyłem się iż wracam. Chciałem zaczerpnąć jak najwięcej z tego czasu, szczególnie po tym jak dowiedziałem się iż jest on ograniczony przez inne wydarzenie (o którym za moment). No i wróciłem.
Szok. To słowo dobrze opisuje te 3 dni. Na samym początku szok spowodowany powrotem do rodziny gdzie nagle ktoś kazał żyć po staremu- z nakazami, przymusem, jakimś chorym wymogiem. Walczyłem z tym wiele lat, uwolniłem się od tego a potem znów wróciłem. Bunt u mnie to normalna reakcja. Dopiero pod koniec zdałem sobie sprawę że to moja wina i że tym buntem krzywdzę najbliższych. Do takich powrotów trzeba się przygotować mentalnie. Pocieszam się- teraz już wiem co się dzieje po powrocie, następnym razem będzie to wyglądało inaczej z mojej strony. Bo naprawdę się cieszyłem z tego przyjazdu. Tym bardziej że moja mama jak zawsze stanęła na wysokości zadania i była cudowna. Tylko ja jak zwykle spieprzyłem. Oby po raz ostatni.
Znajomi- znów szok. Bo naprawdę dużo osób chciało się spotkać, pogadać, zobaczyć się. Ja wybrałem moją starą paczkę. Dwa dni- w porządku, naprawdę bawiłem się świetnie, szczególnie w czwartek (Absynt, Kamikaze, 3 bit i Magnum z Orlena - słowa klucze tego dnia :D ). Gorzej z sobotą. Zawiodła organizacja, brak odgórnych założeń, mama też pomieszała szyki, ale to jej prawo, ja mogłem rozplanować to lepiej. I sobota sprawiła że jakoś tak stało się przykro. Ale teraz, już na spokojnie nad tym myśląc- mimo wszystko było dobrze i się cieszę że przyjechałem. I przyjadę znów całkiem niedługo.
Teraz druga- jak to właściwie jest z muzyką i telewizją
6 h z Częstochowy w środku nocy. 2 h odpoczynku i kolejne 6 h z Wrocka do Wawy. Po to by kibicować Trzynastej. Było warto ? Stanowczo.
Każdy kto widział telewizję "od kuchni" opowiada o tym jak to wszystko dzieje się naprawdę, że to co my widzimy w pudle czasem ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. Prawda to. Nie będę zdradzać kulisów, powiem tyle- jeżeli kiedyś przyszło by mi wystąpić gdzieś w TV to wiem że nie ma się totalnie czego bać. Znaczy, nie bardziej niż innych wystąpień publicznych. Stąd też wiem już że bycie gwiazdą tv, traktowanie tego jako sposób na zarobek, jakoś trudny nie jest. Jak się ma głowę na karku to nie ma z tym problemów.
No właśnie, gwiazdy TV. Nasza Trzynasta. Nie chcę oceniać wczorajszego wieczoru pod względem jakiegoś ukartowania. Załóżmy iż wszystko co się działo było prawdziwe i Trzynastce nie dopisały głosy publiki. Prawie 4 zł na sms to dużo, ja to rozumiem.
Jednak przykre jest dla mnie że naprawdę świetny zespół został niedoceniony, teraz ich jedyną nadzieją są tzw. "Dzikie karty". Bo patrząc na to kto dostał się do finału- super, będzie fajne show w ostatnim odcinku. Ale co potem ? Czy ktokolwiek z obecnych finalistów ma szansę wytrwać potem na rynku ? Cholera, nie.
Tak, ja wiem, ludzie lubią ckliwość, pompatyczność a najlepiej to wszystko naraz. Tylko potem te osoby które obecnie działają w pojedynkę będą musiały zdobyć zespół, wymyślić repertuar i skłonić publiczność do zapłacenia za bilet.
Trzynasta ma to wszystko, zespół ma ogromny potencjał nie tylko na nasz rodzimy rynek ale i do występów za granicą. Bo w repertuarze większość to teksty w języki angielskim które obcokrajowcy zrozumieją bez problemów. Jedyne czego im trzeba to rozgłosu. A tu masz, pan Sztaba, nomen omen autorytet, co podkreślił z resztą w czasie odcina stwierdza że "nie ma wartości dodanej".
Wcześniej nie znałem właściwie tego gatunku muzyki który gra Trzynasta. Oni podają to w takiej formie że chce mi się tego słuchać, że mnie to nie odpycha i mi się podoba. To co serwują to wejście w inny świat muzyki, głębszy od typowej teraz popowej sieczki. Ja myślę iż oni też ewoluują, dograją się i zaczną szukać coraz bardziej indywidualnych brzmień. Ale jeżeli nie- grają świetnego rocka i warto ich docenić. Bo ile mamy takich zespołów na rynku ?
niedziela, 14 października 2012
Postanowienie + Sen ? A komu to potrzebne ?
Postanowienie
Nie ma czasu na wrzucanie czegokolwiek na bloga. Za to ciągle śmiecę czymś tablicę na fb. To teraz przestanę (będę śmiecić mniej).
Zacznę wrzucać to na bloga, nie będzie widać tego na fb i ludzie skończą marudzić że ciągle spamuje, a ja i tak będę się wyżywał zaśmiecając neta.
Jeżeli zdarzy się że coś większego mnie najdzie to wrzucę linki gdzie trzeba, ale ogółem blog przestanie bazować na przekierowaniu z fb ( 2000 wbić, najs, to swoją drogą).
Sen ? A komu to potrzebne ?
Pociąg relacji Warszawa- Jelenia-Góra, przez Częstochowę i Wrocław. 1:43 wsiadłem do niego by gnać na złamanie karku na Plac Grunwaldzki. Po 6 we Wro. Ledwo żywy. Sam w przedziale bo miejsca objęte obowiązkową rezerwacją. Fajnie ? Nie do końca. Nie dało rady się przespać, za dużo strachu o swoje rzeczy oraz i tak już brzydką mordę. Obili by i co, nic by nie zostało.
Wróciłem na mieszkanie przed 7, z ciężkimi powiekami (mówiłem że w ogóle nie spałem od dwóch dni ?). Ale spać nie poszedłem, obowiązki poprzyjazdowe. A potem już się nie opłacało. Sen ? Wyśpisz się w grobie, jak to mawia Ro. Może uda się zdrzemnąć w busie, jak nie- trudno. Kawa, energetyki i Warszawo przybywam by zdobyć to studio TV. A komu to potrzebne ?
Nie wiem, chyba Trzynastej. Fajnie że jadę, przygoda czeka.
Tedy lecę
Heja :)
środa, 3 października 2012
Etykiety oddzielone przecinkami. Jasna cholera.
1. Jasna cholera.
2. Przecież ja nie zdam.
3. Co ja tu robię.
4. Ja chcę już do domu.
5. Boże, żeby tylko tu nie podeszła.
![]() |
Żeby to chociaż sesja była... |
I tak przez 2h. Zbyt pewny siebie byłem, za łatwo to wszystko szło. Na studiach jednak będzie trzeba kuć i to już, natychmiast. Jedne ćwiczenia i już wiem jak wielkie zaległości mam. W głowie coś tam świtało, ale to tylko promyki. Przekichane. Za 1,5 h kolejne ćwiczenia, przecież ja się potnę.
Idę dziś do biedry, nie ma bata. I zakupię zgrzewkę energetyków. Wykłady o 7:30 to zło, ale wole te wykłady niż ćwiczenia z maty. Technik humanista ma problem. Jak to powiedział Mateusz wczoraj, "wyśpisz się stary w grobie, bez pedalenia mi tu". Ooo tak, teraz sen będzie towarem zdecydowanie deficytowym. Tylko że zamiast ciorać w Settlersy to będę nadrabiać zaległości z maty. Od matury w końcu nie siadłem właściwie do tego, oczywiście nawet nie zabrałem ze sobą repetytorium, bo po co.
Właśnie dziś dotarło do mnie że jestem na studiach i nikt nie będzie mnie tu za łapkę ciągnąć na siłę przez semestr. Więc trzeba się zatroszczyć o siebie i to szybko.
"Stary, jak widzę że dodajesz wiersz to nawet tam nie zaglądam".
No właśnie zauważyłem. Jak wrzucam je mniej regularnie to jest więcej wejść więc od dziś nie molestuje już codziennie poezją. Ale nazwę zostawię, bo te wiersze mają być tak na każdy dzień. Ludzie szybko się nudzą, to tak swoją drogą.
Eeee, studenty. Przecież na pewno jakiś student to czyta. Podzielcie się swoimi doświadczeniami z pierwszego tygodnia nauki.
Dygresja- właśnie spojrzałem w kalendarz- trzeci dziś. Ja pikole, dlaczego ten poniedziałek był tak dawno temu ?
Nie będzie Otrzęsin w czwartek w Alibi, nie ma bata. Tylko na koncert pójdę jak coś w piątek i koniec. Nerd ? Oby nie, ale przykuć czasem trzeba. I wziąć się za siebie.
"Nie widać po tobie".
Ech, niestety to nic nie daje. Muszę coś wymyślić.
Znowu za długo, kurde.
Hej.
wtorek, 2 października 2012
Etykiety oddzielone przecinkami. "Czas"
Przepływa jak cholera.
Wczoraj były pierwsze zajęcia. 7:32 pod salą, zupełnie niepotrzebnie zestrachany że mnie wykładowca nie wpuści, że będzie jakiś problem już od wstępu, no bo jak to się tak spóźniać, szczególnie w pierwszy dzień.
Mogłem spokojnie przyjść o 7:46. To jest uczelnia, inny świat. Tu mamy wykładowców a nie nauczycieli.
"Widzę że frekwencja dopisuje" "Spokojnie, to pierwszy tydzień". Racja, skoro nie trzeba wstawać na 7:30 to po co się męczyć ? To są studia, inne warunki, inne życie dydaktyczne. Tu nie siada się w ostatnich rzędach. Wykładowca jest dla nas, my dla nauki. Naprawdę nikt nas nie przymusza siedzieć- nie musimy nawet przychodzić na wykłady i ćwiczenia. "Dwa kolosy w semestrze, po 20 punktów. Zaliczenie przedmiotu od 20, bez egzaminu też można mieć 5. Jak coś nie wyjdzie- jest egzamin. Wpuszczam od 10 punktów w semestrze. Na ćwiczenia warto przyjść, można dostać 10 punktów dodatkowych, przydają się". Można, nie trzeba. Zakochałem się. To jest właśnie mój styl, nikt mi nic niczego nie narzuca. Aż człowiekowi się chce. Na tyle by po pierwszych (PIERWSZYCH!) zajęciach przyjść do domu i ogarnąć materiał. Jak tu nie kochać studiowania ?
No i prosta sprawa. JAK można zrobić ćwiczenia z przedmiotu z którego nie było wykładu ?Nie można :) Wykładowca się przedstawia, opisuje co się będzie działo i puszcza ludzi, bo bez sensu jest marnotrawienie czasu.
No i ten czas. Gotowanie obiadu o godzinie 10. Bo ma się godzinną przerwę w zajęciach. A czas się kurczy w ciągu doby i wydłuża- w zależności od potrzeb.
Godziny na uczelni zleciały jak z bicza strzelił. Niestety na głupiej biurokracji też. Poczta+bank-> 2 h wycięte z życiorysu. Ale to nic, powrót do domu i czas znów się wydłuża. Ale płynie, płynie dalej. Bo kondensacja tego co się dzieje jest po prostu niesamowita. Studia, praca, sprawy domowe, rozrywka, wszystko płynnie przechodzi, nie ma czasu na nudę. Na zastanowienie się "co by teraz zrobić". Czasu nie ma, nie robisz czegoś teraz to się to odkłada i zalega. Nie ma czasu nawet wrzucać wiersz na bloga. Porażka ? Trochę, bo byłem na to przygotowany. W głowie świtało "Od pierwszego wszystko się zmieni". Zmieniło się nawet wcześniej, życie na tydzień przed zaczyna biec. I jest to sprint z którym ciężko się zmagać.
Warto było ? Tak. Mimo pewnych spraw które jątrzą jak gangrena w otwartej ranie. Co nie zabije to wzmocni a ten czas spędzony tutaj był zbawieniem. Bo dał szansę na spokojne ogarnięcie tutaj. Gdybym przyjechał do Wrocławia dopiero teraz to pewnie nie dał bym rady, za dużo emocji, za duży szok kultury życia. A na uspokojenie River flowns in you. Utwór dnia dzisiejszego.
Hej ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)