Bo to było tak.
Wyszedłem z domu dość nagle. Ot, odruch, potrzeba odreagowania tego wszystkiego. Miał być rower, znów park. Spokój, cisza, przyroda i dwa kółka. Wszystko było pięknie póki nie znalazłem się przed Pasażem. Tam okazało się iż z moich planów nici.Dlaczego ? Cóż, ktoś na pewno wie. Pewnie że nie podzieli się tą wiedzą, zostawi nam tylko domysły.
Ale na pewno nic nie dzieje się bez przyczyny.
Nie było rowerów. Nawet jednego. I miałem już wracać. Ale doszedłem do narożnika i spojrzałem w stronę, jak mi się wydawało, Rynku.
Otwarte zaproszenie.
Ten widok. Wąska uliczka, wijąca się między kamienicami. Tajemnicza, uciekająca za jeden z budynków. Wysyłająca otwarte zaproszenie do wędrówki.Ruszyłem więc mając nadzieje iż dotrę do Rynku i będę podziwiać widoki wrocławskiej architektury.
![]() |
Tydzień i 3 dni. Tyle dotychczas łącznie byłem we Wrocławiu. Pierwszy raz dwa lata temu, później z papierami, za mieszkaniem, teraz już na stałe. Dziesięć dni. Człowiek nie zdaje sobie sprawy ile wspomnień może zrodzić dziesięć dni.
Drogę miałem niezwykle prostą. Po prostu szedłem i rozmyślałem. Początkowo wcale nie o konkretnych wspomnieniach związanych z miastem. Raczej o takich wspomnieniach które miałem nadzieje że się niedługo pojawią a na których pojawienie się nie ma już szans. Krok za krokiem pojawiały się coraz to nowe obrazy. A droga wiodła dalej ulicą Szczytnicką.
![]() |
Wtedy odżyły wspomnienia.
![]() |
Odżyło wiele chwil przed tamtymi wydarzeniami. I po nich. Z tych lepszych i związanych z Wrocławiem był nasz wieczorny koncert w jednym z kościołów. Którym ?
Pamiętam jedynie iż po koncercie mało co nie wyszedłem z siebie czekając aż reszta ekipy wróci ze sklepu. A czas gonił, autokar był już tuż tuż. Spóźnialskich nie zabieramy.
Szedłem więc ulicą Katedralną aż do Mostu Tumskiego. Wtedy akurat znów nawiedziły te mniej miłe myśli. Dlaczego akurat takie ? Te kłódki. Pomijam zupełnie wspomnienia. Ale w mojej głowie narodziło się pytanie. Ile z tych dowodów miłości jest dalej coś warte ? Ile z tych kłódek powinno jeszcze wisieć jako znak iż ludzie którzy je powiesili i pewnikiem wyrzucili kluczyk do rzeki w ramach dobrego omenu dalej się kochają ? Ile warta jest miłość ? Odpowiedzi nie były specjalnie miłe. Szedłem dalej. Postanowiłem w końcu dotrzeć na Rynek. A wydawało mi się iż jestem jakoś tak niedaleko. Kto zna Wrocław ten wie iż nie rozminąłem się zbyt z prawdą. Wystarczyło za mostem skręcić w lewo a potem to już...
No właśnie. Skręcić w lewo.
Nie wszyscy muszą o tym wiedzieć. Ja wiem dopiero po tym jak stworzyłem sobie trasę całej tej wycieczki (link umieszczę na dole ). Ruszyłem śmiało w prawo przekonany iż Rynek tuż tuż. Szedłem dość długo. Cały czas prosto. W międzyczasie dowiedziałem się iż para która spotkała dwie przyjaciółki tuż przy przejściu również wybiera się pograć w badmintona. Dodatkowo iż jeden z dwóch młodych chłopaków, w wieku do lat 14 uważa iż w Czarnobylu muszą być jacyś mutanci. To wyrwało mnie trochę ze wspomnień. Zastanawiałem się, ile tych dwóch chłopaszków musiało przegrać w S.T.A.L.K.E.R-a by mieć tak zrytą psychikę. Dalej była pani z młodym owczarkiem niemieckim który strasznie chciał się pobawić i radośnie skakał w moją stronę kiedy przechodziłem obok. Dziwne, prawda ? Radośnie w moją stronę.
Ale wybaczmy psiakowi, przecież to tylko zwierzę.
![]() |
Droga powrotna.
![]() |
Mniej więcej w połowie drogi domyśliłem się iż raczej nie dojdę do Rynku. I cóż z tego ? Szedłem dalej, rozmyślając. Moją uwagę szczególnie przykuł jeden z kompleksów, stary browar. Ta cegła, te kolory, ten charakter. Już gdzieś to widziałem. I nie były to miłe wspomnienia. Dla mnie tak właśnie wyglądał Oświęcim, tak wyglądała zabudowa Niemców z czasu Drugiej Wojny Światowej. Wywołało to dreszcz na karku. Sam nie wiem dlaczego. Ale odkryłem, dopiero teraz, błądząc samotnie wśród obcej zabudowy, jak bardzo odtwarzacz muzyki może przeszkadzać w rozmyślaniu. Człowiek skupia się na tym co słyszy poprzez swoje uszy. Nie stara się usłyszeć tego co ma mu do powiedzenia jego własna jaźń. Dlatego kolejne tego typu spacery również będą odbywać się bez mp3. W ramach równowagi ducha. Oczywiście okazało się iż... Już tu byłem. Dokładnie, kiedy trafiłem aż pod Most Warszawski a kawałek dalej- ulica Damrota.
Kiedy tam byłem ? Podczas pogoni za mieszkaniem. Trafiłem nawet w pewne bardzo dla mnie już teraz charakterystyczne miejsce. Myślę iż pewien Konrad skojarzy ten park. Dlaczego akurat taki kadr ? Bo to zdjęcie zrobione z pewnej szczególnej ławki stojącej przy marmurowej szachownicy. I jak zabawny potrafi być los. Wtedy, siedząc na tej ławce zastanawiałem się co jest w głębi tego parku. Co kryją te krzewy ?
Dowiedziałem się.
![]() |
Cóż, nic nie dzieje się bez przyczyny. Teraz już wiem iż zawsze warto sprawdzić co jest dwa kroki przed tobą. Z czystej ciekawości przełamać lenistwo. Opłaca się.
W całym tym sielankowym obrazku moją uwagę przyciągnęło jeszcze coś. Mianowicie kaczki. Dużo kaczek. Kaczki te o tyle były ciekawe iż ludzie je karmili z odległości 20 cm. Zleciały się ptaszyny zupełnie jak gołębie.
Każdy się skusi na łatwy zarobek, prawda ?
Szczególnie kiedy rozdają coś za darmo.
Wydaje mi się iż naprawdę daleko zaszedłem ulicą Nowowiejskiego. Z mapy wynika iż prawie na sam jej koniec.
Przyznam szczerze, nie jestem do końca pewien czy ulica w którą odbiłem to była Piastowska. Ale ze względu na to co zachowało się w mojej pamięci z widoków sądzę iż tak. Przede mną majaczyły Akademiki- Kredka i Ołówek (Ach, Kredka, Kredka... A ktoś mówił że koniec z Kredką we Wrocławiu. A tu psikus. Ma się całkiem nieźle :P ). Dlaczego przywiązuję wagę akurat do Piastowskiej ? Bowiem pod koniec mej drogi, kiedy wiedziałem już bardzo dobrze gdzie jestem i za ile będę w domu pojawiła się Ona.
Podobno Anioły czasem siadają na dachach i płaczą. Nad ludźmi. Kiedy Ją ujrzałem to miałem dziwne wrażenie że wiem nad kim Ona dziś płacze. Wrócę do niej, stanowczo. Tym bardziej że jest biedna, obleczona w jakąś siatkę. Stara, zaniedbana.
Może warto choć raz stanąć i popłakać razem z Nią ? Skoro Ona płacze nade mną, niechaj że ja stanę i popłaczę nad jej losem. Bardzo bym chciał by temu Aniołowi nic się więcej złego nie stało, natomiast w miarę możliwości stało się coś dobrego. Może kiedyś się do tego przyczynię ?
![]() |
Bowiem to już praktycznie koniec tej opowieści. Chwilę później znalazłem się już na Placu Grunwaldzkim, przeszedłem pod Rondem i praktycznie byłem już w domu. Zostawiłem Anioła siedzącego ze smutkiem na dachu jednej z Wrocławskich kamienic. Niech czuwa nade mną stamtąd. Przyda się to skoro inne Anioły ode mnie odeszły.
Pozostaje jeszcze tylko wrzucić mapkę z trasy, mam nadzieje iż jest w miarę dokładna. Wydaje mi się że tak.
Długo, prawda ? Nie wiem czy zdarzy mi się jeszcze wrzucać coś w tym stylu. Jeżeli drogi Czytelniku dotrwałeś do końca- gratuluję. Jeżeli chcesz by coś takiego jeszcze się tutaj pojawiało- powiedz mi o tym, zostaw komentarz. Jeżeli ta forma nie jest odpowiednia- również skomentuj.
Jeżeli Ci się podobało poleć innym, wrzuć link do posta na facebooka.
Trasa mej wycieczki :)
Link do pełnych zdjęć z bloga
Dzięki :)
To tyle,
hej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz