Proste, prawda. Przecież jestem dorosłym, odpowiedzialnym facetem. Który ponoć ma nawet pracę ostatnimi czasy i (jeszcze większe) ponoć popycha do przodu swoją edukację. Powinno być dobrze przecież. Ale kurcze nie jest.
Teraz nikt na mnie nie krzyczy. I to jest naprawdę fajne, bardzo, bardzo fajne. Łatwo się przyzwyczaić do tego, do tej wolności myślenia i podejmowania decyzji. Do dorosłości. Ale niesie to problemy.
-Dlaczego nie odbierałaś ?
-Bo byłam na ciebie wściekła.
-Ale jak to, o co ?
-O to że powiedziałeś że przyjeżdżasz do niej a nie do domu.
Nie jest dobrze kiedy człowiek woli być gościem we własnym domu. Ale na gości się nie krzyczy, tak jest łatwiej i przyjemniej. A żeby było śmiesznie- stosuję ten sam myk którego właśnie w domu się nauczyłem, który w domu odkryłem. Tylko że odległość jest inna- nie jest to kwestia ulic do przejścia a miejscowości do pokonania. I to też jest problem.
Pretensje o to że się uczę- uczę się życia od nauczycieli którzy zostali wyznaczeni do tej roli. A którzy zapomnieli że człowiek dużo łatwiej uczy się tego co sam odkryje i zauważy niż tego co próbuje się na siłę wpoić równocześnie obłudnie postępując inaczej. I naprawdę, nie ma różnicy- teraz czy w przeszłości.
Wiesz dlaczego ja się do nikogo nie dopierdzielam jak są jakieś problemy w domu ? Bo nie będę wymagać od nikogo czegoś czego sam nie robię.
Prosta, studencka zasada. Mieszkanie razem to wzajemne oddziaływanie i budowanie autorytetu, jak ktoś tego autorytetu nie ma to powinien mieć tego świadomość.
Bardzo niedobrze jest widzieć błędy innych. Ale gorzej jest żyć ze świadomością swoich i nic z nimi nie robić. Bo jak ktoś jest zadufany w sobie i nie dostrzega własnych słabości- jest to do wybaczenia. Jednak jak wybaczyć arogancję i ignorowanie zła w sobie samym ?
Filozofia.
A pomnik i piosenka i tak dłużej czekać już nie mogą.